[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wnętrze budynku było piękne, wszędzie czysto, kafelki błyszczą się wypolerowane, na ścianach obrazy i trochę zieleni.Naprzeciw znajdowały się 4 windy, a obok nich stało kilku strażników.Miałem ochotę wystrzelać ich wszystkich, porozpierdalać im głowy, utopić to wszystko we krwi, poczuć ją na wargach, posmakować.Wiedziałem jednak, że to nie jest właściwa droga i to mnie tylko powstrzymywało.Wsiadłem do jednej z wind kierując się jak najwyżej.Guziki powyżej 48 piętra były przysłonięte, co sprawiało, że musiałem się przedostać przez dwa ostatnie, by dać upust swojej złości.Ruszyłem, przez chwilę czułem jak żołądek podchodzi mi pod gardło, ale to uczucie ustąpiło, krew burząca się w mózgu była silniejsza.Drzwi się otworzyły i zobaczyłem strażników.Powoli wyszedłem, obejrzałem się w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo.Nic nie jechało.Wierząc, że pracownicy skończyli już pracę odwróciłem się do jednego ze strażników.Ręka sama powędrowała do jego krtani, chrzęst, zdziwione oczy przez chwilę wpatrywały się we mnie, a ja w nie.Kątem oka zobaczyłem jak drugi strażnik sięga po broń, otwiera usta.Prawą nogą sięgnąłem jego twarzy, chrzęst, z ust zamiast głosu wydostała się krew i zęby.Odwracając się zrobiłem obrót i jeszcze raz uderzyłem go w głowę, która odskoczyła nienaturalnie w bok.Łup, ciało upadło.Wzrok powędrował na nie chcąc wypatrzyć śladów życia, łudząc się, że będzie w stanie jeszcze stanąć do walki.Dźwięk dochodzący od strony okna obudził mnie.Otworzyłem najbliższe drzwi szybko wchodząc do pomieszczenia, w środku nikogo nie było, ale światło było zapalone.Zacząłem nasłuchiwać dźwięków dochodzących od strony korytarza.Ciche kroki, coraz bliżej, bliżej, już prawie w zasięgu, lekkie uderzenia o podłogę, JUŻ! Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazała się kobieta ubrana na czarno, krótkie włosy, czarne, kombinezon przylegał do jej gibkiego ciała błyszcząc w świetle jarzeniówek, ze zdziwieniem wpatrywała się w trupy na podłodze.Słysząc otwierające się drzwi z szybkością kota odwróciła się, jej oczy się zwęszyły, a z palców wyskoczyły 30 centymetrowe pazurki, prawdziwa kocica.Rzuciła się na mnie, złapałem jej rękę uzbrojoną w ostrza, wykręciłem i podstawiając nogę rzuciłem za siebie.Nie przewróciła się, zrobiła w powietrzu salto i spadła, jak kot, na cztery łapy.Podszedłem bliżej chcąc ją złapać, ale wyślizgnęła mi się i stanęła naprzeciwko gotowa do ataku.- Kim jesteś? - zapytałem cicho, coraz bardziej zaciekawiony, patrząc na wyciętą w szybie dziurę.- Gówno cię to obchodzi skurwielu, kto zabił tych dwóch.- Heh, sama zgadnij.- Niby ty? Jakoś nie mogę w to uwierzyć.- Co tu robisz? Tylko nie mów, że wpadłaś z wizytą na 48 piętro i to nie używając schodów.- A dlaczego nie? Zabronisz mi?- Ja nie, ale nie wiem jak koledzy tych dwóch - wskazałem skinieniem głowy martwych strażników.- Poradzę sobie.- spojrzałem jej w oczy, jeszcze nigdy nie widziałem całkowicie czarnych, a te takie były, wydawało się, że prowadzą do innego świata, świata, który różnił się całkowicie od mojego.Chciałem go zakosztować, sprawdzić, zrozumieć.Intrygowała mnie.- Wiem, jestem tego pewien, ale nie wiem czy ja sobie poradzę.- wargi leciutko mi drgnęły, im dłużej wpatrywałem się w jej twarz wydawała mi się tym bardziej piękna, zacząłem pogrążać się w oczach, powoli tonąłem.- Może połączymy siły? Mnie też oni nie lubią.- podszedłem bliżej, bardzo blisko, chciała mnie uderzyć, ale znów złapałem jej rękę i tym razem nie puszczając osadziłem ją na podłodze.Szybko znalazłem się na niej, próbowała mnie zrzucić, ale byłem silny no i nie taki lekki.- To jak połączymy siły? - szepnąłem blisko jej ucha.- Spierdalaj, puść mnie.- A magiczne słowo?- Zaraz zacznę krzyczeć i przyjdą strażnicy, i.- Zabiją ciebie i mnie, tego chyba nie chcesz? Powiedz co tu robisz.- przez chwilę szarpała się, ale chyba zauważyła, że nie ma szans.- O co ci chodzi.Puść mnie i pozwól robić swoje.- Nie mogę tego zrobić, jeszcze coś ci się stanie, a tego nie będę mógł sobie wybaczyć.- schyliłem głowę zbliżając ją do jej ust, wyciągnąłem język przejeżdżając jej po wargach.Zdezorientowana patrzyła się przez chwilę na mnie nie wiedząc co zrobić.Jej wzrok powędrował za poły marynarki, gdzie podczas szarpania wysunął się Misio.- Co to? - powiedziała wskazując na niego.- To? Mój przyjaciel.Misio.- dziwnym wzrokiem popatrzyła na mnie wpatrując się w oczy.- Dobrze się czujesz?- Tak, a czemu pytasz?- Zwariowałeś.- bardziej stwierdziła niż zapytała.- Czuje się bardzo dobrze, to jak pracujemy razem?- To może wstań ze mnie.- Jak sobie życzysz.- Zawsze nosisz przy sobie pluszową zabawkę? - powoli wstała nadal trzymając się w pewnej odległości.- To nie zabawka, to mój najlepszy przyjaciel, trochę małomówny, ale przecież nikt nie jest doskonały.A zresztą to tylko malutki misiaczek, nie można od niego zbyt dużo wymagać.- wyciągnąłem misia i zacząłem głaskać go po pyszczku.- To jak powiesz mi co tu robisz? - cichutko zaśmiała się rozchylając wargi i ukazując zęby.Włosy okalające jej głowę poruszyły się i zamigotały w świetle.- Czemu nie.Przyszłam pozabijać tych popierdoleńców z Arasaki.- Przyszłam, heh.- spojrzałem na okno, przez które się tu dostała.- Nieźle.- Masz jakiś plan?- Idziemy tędy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates