[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jondalar poprowadził Aylę ku starszej kobiecie, którą widziała już z daleka, gdy stała jeszcze u początku ścieżki.Wysoka i pełna godności niewiasta czekała cierpliwie na przybyszów.Jej włosy, bardziej szare niż jasnobrązowe, zaplecione w długi warkocz, zostały misternie zwinięte w kok z tyłu głowy.Bystre, szeroko otwarte oczy również błyszczały jasnym odcieniem szarości.Gdy stanęli przed nią, Jondalar rozpoczął ceremonię formalnego powitania.- Aylo, oto Marthona, była przywódczyni Dziewiątej Jaskini Zelandonii, córka Jemary, zrodzona przy ognisku Rabanara, poślubiona Willamarowi, Mistrzowi Handlu Dziewiątej Jaskini, matka Joharrana, przywódcy Dziewiątej Jaskini, matka Folary, poświęconej przez Doni, matka.- Mężczyzna chciał powiedzieć "Thonolana", ale zreflektował się i szybko dokończył: -.Jondalara, Wędrowca Który Powrócił.- Teraz partner Ayli zwrócił się w stronę swej matki.- Marthono, oto Ayla z Obozu Lwa Mamutoi, córka Ogniska Mamuta, wybrana przez Ducha Lwa Jaskiniowego, chroniona przez Ducha Niedźwiedzia Jaskiniowego.Marthona wyciągnęła przed siebie obie ręce.W imieniu Doni, Wielkiej Matki Ziemi, witam cię, Aylo z Mamutoi.- W imieniu Mut, Wielkiej Matki Wszystkich, pozdrawiam cię, Marthono z Dziewiątej Jaskini Zelandonii, matko Jondalara - odpowiedziała Ayla, podając jej dłonie.Słuchając jej słów, była przywódczyni zastanawiała się nad dziwnym akcentem, zauważając jednocześnie, jak dobrze młoda kobieta posługiwała się mową ludu Zelandonii.Wreszcie doszła do wniosku, że musi to być wpływ lekkiej wady wymowy lub posługiwania się przez lata językiem zupełnie odmiennym, używanym gdzieś w dalekich stronach świata.Marthona uśmiechnęła się serdecznie.- Przebyłaś długą drogę, Aylo, zostawiwszy za sobą wszystkich, których znałaś i kochałaś.Nie wydaje mi się, żeby Jondalar powrócił kiedykolwiek w rodzinne strony, gdybyś tego nie uczyniła.Dlatego jestem ci wdzięczna i mam nadzieję, że wkrótce poczujesz się u nas jak w domu.Zrobię wszystko, żeby pomóc ci w osiągnięciu tego celu.Ayla wyczuwała szczerość intencji matki Jondalara.Takiej otwartości nie można udawać; kobieta autentycznie radowała się powrotem syna.Ayla poczuła ogromną ulgę i wzruszenie ciepłym powitaniem ze strony Marthony.- Niecierpliwie oczekiwałam tego spotkania, odkąd Jondalar pierwszy raz wspomniał mi o tobie.ale przyznaję, że trochę się bałam - odpowiedziała z równie rozbrajającą szczerością.- Nie mogę mieć o to pretensji.Sama nie czułabym się najlepiej, będąc teraz na twoim miejscu.Chodźcie, pokażę wam, gdzie możecie położyć swoje rzeczy.Na pewno jesteście zmęczeni i przyda wam się odpoczynek przed wieczorną ucztą powitalną - rzekła Marthona, odwracając się, by poprowadzić gości pod skalny nawis.W tej samej chwili Wilk zaczai skomleć, szczeknął raz cicho, niczym rozochocony szczeniak, a następnie wyciągnął się na przednich łapach, zadzierając ogon ku górze i wymachując nim zabawnie.- Co on wyrabia? - spytał niespokojnie Jondalar.Zdziwiona Ayla spojrzała na Wilka, ale on nie zamierzał zmieniać pozycji.Wreszcie uśmiechnęła się ze zrozumieniem.- Zdaje się, że próbuje zwrócić na siebie uwagę Marthony - powiedziała uspokajająco.- Myśli, że go nie zauważyła, a bardzo chciałby ją poznać.- Ja też chciałabym go poznać - stwierdziła nieoczekiwanie Marthona.- Nie boisz się go! - zawołała zaskoczona Ayla.- I on to wyczuwa.- Obserwowałam was i nie widzę powodu, żeby się bać - odrzekła kobieta, wyciągając rękę ku wilkowi.Ten powąchał dłoń, polizał ją i znowu zaskomlał.- Chyba chce, żebyś go dotknęła.Uwielbia, kiedy ludzie, których polubił, okazują mu zainteresowanie.- Lubisz takie pieszczoty, prawda? - spytała cicho Marthona, delikatnie głaszcząc czworonoga.- Wilk? Tak go nazwałaś?Tak.Wydawało mi się, że to najodpowiedniejsze imię - wyjaśniła Ayla.- Nigdy dotąd nie widziałem, żeby zaprzyjaźnił się z kimś tak szybko - rzekł Jondalar, spoglądając na matkę z niekłamanym podziwem.- Ja też nie - przyznała po chwili Ayla, obserwując z przyjemnością Marthonę i wilka.- Może po prostu jest szczęśliwy, że wreszcie spotkał kogoś, kto nie czuje przed nim lęku?Gdy weszli w cień masywnej, wiszącej skały, Ayla poczuła natychmiastowy spadek temperatury.Drgnęła, czując nagły dreszcz strachu, i zadarła głowę ku kamiennemu stropowi, wznoszącemu się ukośnie od skalnej podstawy ku niebu.Zastanawiała się, czy ta niezmierzona masa wapienia pewnego dnia nie pogrzebie pod sobą osady.Kiedy jej oczy przyzwyczaiły się wreszcie do nieco przytłumionego światła, rozejrzała się i musiała przyznać w duchu, że nie tylko groźne piękno skalnego nawisu zasługiwało na jej podziw.Przestrzeń, która zawierała się pod nim, była rozległa; znacznie większa niż wydawało się na pierwszy rzut oka.Ayla widziała już podobne nisze w pobliżu brzegów rzeki, wzdłuż której wędrowali przez krainę Zelandonii - niektóre wyglądały na zamieszkane, ale żadna z nich nawet w przybliżeniu nie dorównywała rozmiarami tej, w której mieszkali pobratymcy Jondalara.Potężna skała i ludna osada, która znalazła pod nią schronienie, były znane w całym regionie.Dziewiąta Jaskinia była zdecydowanie najliczniejszą społecznością spośród wszystkich, które określały się mianem Zelandonii.Przy wschodnim krańcu osłoniętej przed deszczem i śniegiem przestrzeni skupiono wzniesione ludzką ręką budo wie, niektóre oparte o skalną ścianę, inne wolno stojące.Wiele z nich miało imponujące rozmiary, a wszystkie wybudowano po części z kamienia i drewnianych ram obciągniętych skórami.Owe skóry ozdobiono przepięknymi rysunkami zwierząt i najrozmaitszych abstrakcyjnych symboli, wypełnionymi czarnym, czerwonym, żółtym i brązowym barwnikiem.Budowle ustawiono w łuk otwarty ku zachodowi, tak że pośrodku niszy utworzyła się rozległa, otwarta przestrzeń, pełna zajętych czymś ludzi i przeróżnych przedmiotów.Ayla wytężyła wzrok i to, co przez chwilę wydawało jej się chaotyczną mieszaniną rzeczy i ludzi, zmieniło się powoli w logiczny układ wydzielonych miejsc, w których wykonywano ściśle określone zadania, często rozlokowanych po sąsiedzku, jeśli owe zadania miały ze sobą coś wspólnego.Przelotne wrażenie chaosu wywołał fakt, że tłum ludzi wykonywał tyle czynności jednocześnie.Ujrzała wyprawiane skóry rozwieszone na ramach i długie drzewce włóczni, które poddawano prostowaniu przez rozłożenie na specjalnej poprzeczce, wspartej o dwa pionowe słupki.Inny kąt wypełniały plecione koszyki w różnych fazach wykończenia, natomiast między kościanymi palikami suszyły się rozciągnięte rzemienie.Kłęby lin zwisały z kołków wbitych w poprzeczne belki ponad nie dokończonymi sieciami, które rozciągnięto na drewnianych rusztowaniach.Skóry, farbowane na wiele kolorów, nie wyłączając licznych odcieni czerwieni, leżały pocięte na stosowne części, obok zaś wisiały niemal ukończone ubrania.Ayla rozpoznała większość rzemiosł, którymi trudnili się mieszkańcy osady, lecz w pobliżu stanowiska, przy którym szyto stroje, jej uwagę przykuło coś, czego nie widziała nigdy przedtem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates