[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ZygmuntLubię takich.KlarynJa wzajemniePod mądrości twej urokiem.AstolfWchodzi.Jak jutrzenka jaśniejącaOpuszczając gór twych ciemnie,Wieścisz Polsce powrót słońca,Które niech świeci tym dłużej,Im dłużej się opóźniałoSzybą swą jaśnieć wspaniałą.Witaj!ZygmuntZ Bogiem!AstolfCoś nie znacieMnie, jak widzę, drogi bracie:Astolf jestem, Moskwy książę,Węzeł krwi mnie z wami wiąże.ZygmuntSkoro: «Z Bogiem!» nie do smaku,Przychylność moja osłabła:Na przyszłość ciebie, biedaku,Powitam: «Precz, idź do diabła».2-gi SługaLeśne nazbyt obyczaje,Astolfowi cześć się daje.ZygmuntMniej niech miewa animuszaI wchodzi — bez kapelusza,2-gi SługaGrandem[67] jest.ZygmuntJa — nad grandami!2-gi SługaUbliżacie sobie sami.ZygmuntZmilknij[68], języku zuchwały!EstrellaWchodzi.Witaj, potomku wspaniałyKrólów, długo pożądany,A więc tym szczerzej witany.Nie na lata, ku stuleciKresom, wbrew niemej zazdrości,Niech żywot Waszej MiłościRządów Waszych wątek leci!ZygmuntDo Klaryna.Powiedz mi, co to za jedna,Ta piękność, piękność cudowna!Ziemia podziwia ją biedna,Ona niebiosom się równa,Bo ziemi światła udziela.KlarynCiotka to Wasza, Estrella.ZygmuntWspaniałe raczej to słońce!Pani, twe oczy jarząceŻyczą mi szczęścia, co wschodziSamo, gdy w ciebie wzrok godzi,Tak, że się szczęścia życzenieOd razu w szczęście zamienia!Cóż robi słońce, gdy ziemiTwego użyczysz promienia?Z twej twarzy bierze natchnienie,Całując usty wrzącymi.O, tak mi pozwól w podzięcePocałować chociaż ręce.EstrellaGrzecznej wam nie brak wymowy.AstolfJeżeli mu rękę poda,Zginąć ja z żalu gotowy.2-gi SługaNa stronie.Do ognia oliwy doda.Głośno.Panie! Hamować należyZapał! Astolfo.ZygmuntZnów szczerzyWaść język.2-gi SługaUwagę zwrócę.ZygmuntA ja rozbiję, odrzucęWszystko, co sobie pozwoliStawać na opak mej woli.2-gi SługaWszak rzekliście, wielkie nieba:W słusznym tylko słuchać trzeba.ZygmuntTak! Lecz rzekłem w tejże chwili,Że kto opak iść się siliWoli mojej, łbem przemierzy,Ile z okna na dół wieży.2-gi SługaNie — w pokojowca purpurze.ZygmuntDoświadczysz na twojej skórze.Wyrzuca go oknem.AstolfCo ja widzę?EstrellaNa ratunek!ZygmuntMorski poszedł żłopać trunek,Z okna w słone poszedł fale.AstolfKsiążę, scen takich nie chwalę.Przestrzec nas wszystkich należy:Prawieć do leśnych obieży.ZygmuntA ja — słów takich nie znoszęNa przyszłość i bardzo proszęPowściągać pęd animusza:Inaczej — bywam surowy —Mogłoby braknąć wam głowyDo wsadzenia kapelusza.Wchodzi Bazyli.BazyliCo się tu dzieje?ZygmuntNic zgoła:Oknem wyleciał człeczyna,Co stawiać ważył się czoła.KlarynKról! Niech Waść nie zapomina.BazyliLedwie z więzów uwolniony,Już zabójstwem obarczony?!ZygmuntW zakład poszedłem z cymbałem.Wyleciał.Zakład wygrałem.BazyliSzedłem tu w błogiej nadziei,Że z strasznych[69] gwiazd twych koleiDobędziesz się duszą męża,Która fatalność zwycięża.Szedłem! Cóż widzę, o nieba?Że gwiazdom wierzyć potrzeba,Skoro twój pierwszy krok w świecieO ziemię człowiekiem miecie[70].Jakże uczuciom ja skłamię,Jakże się oprę o ramię,Któreś zabójstwem zaprawił?Sztylet, który się zakrwawił,Wstręt i odrazę w nas budzi,Miejsce, gdzie człeka zgładzonoPustkowiem staje dla ludzi:Jakże się oprzeć o łono,Jak ramion szukać objęciaKrwawego zbrodnią dziecięcia?Miłość ku tobie mnie woła,Czyn mnie twój krwawy odtrąca,Dusza przerażeniem drżącaPrzytulić ciebie — nie zdoła,ZygmuntNie znałem ojca miłości,Znać nie chcę i uściśnieniaOjca, co serce z kamieniaMiał dla mej biednej młodości,Co mnie traktował jak zwierzę,Jak stworę trzymał z daleka:Niechaj mnie w uścisk nie bierze,Kto zgubił we mnie człowieka.BazyliŻeś człowiek, żeś żyw, niestety!Karę odbieram sowitą:Skoro mi serce przeszytoSzyderstw srogimi sztylety.ZygmuntGdybyś mi nie dał żywota,Skarg nie byłoby przyczyny,Że dałeś, a z twojej winyNić jego przeciętą złota:To skarg mych stanowi wątek,Na które słów mi nie stawa[71],Że dałeś — piękny początek,Że wziąłeś — brzydka to sprawa.BazyliTaka twa wdzięczność, że z oków[72]Księciem wyszedłeś?ZygmuntWdzięcznościNie czuję.Nic nie dostajęJak to, co z prawa wyrokówMoje, co kolej mi dajeŻycia, gdy ciebie nie stanie.Rachunku, twardy tyranie,Mógłbym od ciebie się raczejDomagać za czas zmarniony[73],Gdziem jęczał w szacie żebraczej.Wdzięczności? Gdy pokrzywdzonySrodze winnemu przebaczy.BazyliDziki jesteś, niepoprawny,Wyrok niebios sprawdzasz sławny,Więc też nieba wzywam w górze,By świadczyło twej naturze.Pierwszym mienisz się w twej dumie,Bacz, byś chodził po rozumie,Byś pokornej nabrał duszy,Serca nabrał, co przebacza,Bo się marnym snem rozprószyWielkość ta, co cię otacza.Odchodzi.ZygmuntSnem być ma, co teraz widzę,Snem, w czym ruszam się i stoję?Nie! Ułudy się nie boję,Wiem, kim jestem, czym się brzydzę.Ha! On szarpie się i pieni,Chciałby zwrócić czas miniony:Jestem — los się nie odmieni —Spadkobiercą tej korony.W więzach mych, pod sklepień wiekiem,Co sterczały tam nade mną,Mogłem wątpić, czym człowiekiem,Czy potworą tylko ciemną.Dziś blask słońca w duszę wcieka:Pół ja zwierza, pół człowieka.RozauraWchodzi.Na stronie.Za Estrellą idę w ślady,Pełna trwogi, by gdzieś z bokuNie spotkać Astolfa wzroku.Trzeba mi Klotalda rady,Pełne zrobię mu wyznanie.KlarynDo Zygmunta.Nowym świat ci cały, panie.Cóż ci też tak — w oko wpadło?ZygmuntNic nie dziwi mnie zbyt wiele.Wyobraźnia drogę ścieleTemu, co człowiek zobaczy,A przy niej — wszystko pobladło.Jedna rzecz tylko mnie trzyma:Nad piękność niewiast — nic nie ma.Mówią, że w szacie prostaczejMężczyzny świat się odbija,Lecz czyjaż postać, o! czyjaZwierciedli[74] niebios błękity,Jeśli nie postać kobiety?Jeżeli tamta jest ziemi,Ta niebios bywa odbiciem,Wyższa więc, bo ziemskim tamta,Niebieskim ta żyje życiem.O ta na przykład!RozauraBystrymiUjrzał mnie oczy — odchodzę.ZygmuntA ja ci drogę zagrodzę:Nie łącz zachodu ze wschodemSłońca, gdyś słońcem na niebie.Zaćmienie będzie bez ciebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates