[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Luca zmrużył oczy, wpatrując się badawczo w Gracie.- Skąd wiesz? - spytał.- Kobiety to czują instynktownie.Od razu wiemy, czy ktoś nas lubi, czy też nie.Luca oparł się o framugę drzwi, wsadził ręce w kieszenie spodni i skrzyżował nogi.- Jesteś pewna? - spytał wyraźnie uspokojony.- Mhm - odparła, kołysząc się na palcach.Po chwili ciszy, w której było słychać tylko tykanie zegara w holu, Luca przejechał ręką po twarzy, masując zmęczone oczy.- Cieszę się.Wszystko w porządku? Podoba ci się apartament?- Jest naprawdę wspaniały.Dziękuję.Cały w błękicie.Bardzo elegancki.- Zjesz kolację? - spytał wyraźnie uradowany.- Cat może przygotować ci coś na gorąco.- Nie, dziękuję.Jestem najedzona - odparła Gracie, kładąc dłoń na brzuchu.- Tak się cieszę, że jutro zacznę uczyć Milę.Teraz najchętniej poszłabym pod prysznic, żeby zmyć z siebie zapach schroniska.Luca uśmiechnął się tak sympatycznie, że Gracie zabiło mocniej serce.- Zauważyłam, że jest u ciebie Mila - dodała, wcale nie śpiesząc się do wyjścia.- Chcesz, żebym położyła ją łóżka? Mógłbyś wtedy trochę popracować.- Zrobiła krok w kierunku drzwi i zobaczyła, że mała śpi z palcem w buzi na kanapie.Pies chrapał rozciągnięty na dywanie.- Albo mogę zabrać Cezara na spacer.Luca uśmiechnął się łagodnie.- Nie trzeba.Cezar biega po ogrodzie przez cały dzień i wieczorem pada ze zmęczenia.Dzięki Bogu! - pomyślała Gracie, czując, że Luca zorientował się, jakim strachem napełnia ją taki wielki zwierzak.- W takim razie może położę Milę spać? - spytała, patrząc na dziewczynkę.- Nie, dziękuję - odparł, potrząsając głową.- To dla mnie największa przyjemność patrzeć, jak ona zasypia.Z tonu jego głosu Gracie wywnioskowała, że Luca nie zasypia tak spokojnie.Nic dziwnego.Przez cały dzień opiekuje się córeczką, w nocy pracuje, a poza tym jeszcze musi dbać o dom i starzejącą się babcię.Postanowiła zrobić wszystko, żeby choć trochę mu ulżyć.Im więcej będzie miał czasu dla siebie, tym szybciej pomoże jej odnaleźć ojca.Zerknęła na niego i ich spojrzenia skrzyżowały się.Coś zawisło w powietrzu.Ale nie pora się nad tym zastanawiać.Musi zaraz położyć się do łóżka.Sama!- Świetnie.Wspaniale.Fantastycznie.W takim razie dobranoc.Zobaczymy się rano.- Dobranoc, Gracie - powiedział Luca, wciąż opierając się o drzwi.- Śpij dobrze.Gracie uniosła ręce, jakby mierzyła z pistoletu, a potem odwróciła się i odeszła, czując, że jego wzrok wwierca się w jej plecy.Dopiero kiedy weszła do pokoju, przypomniała sobie, że miała poszukać telefonu.Nie zrobiła tego, ale za to odkryła, że bardzo podoba jej się właściciel domu.Kiedy zbudziła się w niedzielę rano, promienie słońca wpadały przez balkonowe drzwi.Gracie przeciągnęła się leniwie, nie mając ochoty rozstać się z dotykiem eleganckiej satynowej pościeli.W końcu jednak podniosła się na łóżku.Gdzie ja jestem? - zastanawiała się przez chwilę.Potem zamknęła oczy i wytężyła umysł.Luca, Mila.Nauczycielka angielskiego.Ostatnia szansa, żeby znaleźć ojca.Już wiem.Zsunęła się z wielkiego łoża z baldachimem, czując się trochę nieswojo w ulubionym brązowym T-shircie z Chocoholics Anonymous na piersi, niezbyt pasujących do niego szortach w lamparcie cętki i zupełnie niepasujących do całego stroju wysłużonych różowych skarpetkach do spania.Mrużąc oczy, wyjrzała na dwór.Ziewnęła, otworzyła drzwi balkonowe i wyszła na duży betonowy taras.Gdy spojrzała w dół, wyrwało jej się z ust trochę bardziej dosadne określenie niż „O, rany!”.Wielki prostokątny trawnik z tyłu willi prowadził do kamiennych schodków.Stamtąd biegła ścieżka w lewo do drewnianej stajni, która mogła pomieścić kilka koni.Pośrodku znajdował się padok do ujeżdżania koni.Na prawo szmaragdowozielony strumień rozdzielał hektary lasu, które ciągnęły się w górę potężnego wzgórza przytłaczającego swym wyglądem mniejsze wzgórze, na którym stał dom.Gracie oparła łokcie na chłodnej betonowej ścianie, zamknęła oczy i wystawiła twarz do ciepłego wiosennego słońca, które przezierało przez przesuwające się wolno obłoki.- Bello - szepnęła z zachwytem.Chwilę później wyrwał ją z zadumy chrobot pazurów na betonie.Odwróciła się i zobaczyła Lucę, który zbliżał się do niej z Cezarem.Jej taras nie był tak zacisznym miejscem, jak jej się wydawało.W rzeczywistości otaczał całe piętro domu.- Czyż nie jest tu pięknie? - spytał Luca, nie zwracając uwagi na jej strój.On oczywiście wyglądał elegancko w czarnych spodniach i czarnym kaszmirowym swetrze z podwiniętymi do łokci rękawami.Gracie obciągnęła luźny T-shirt, żeby zakryć trochę gołe uda.Musiała bronić się przy tym przed Cezarem, który z zainteresowaniem obwąchiwał jej stopy.Luca zatrzymał się o parę metrów od niej.Oparł się o balustradę i spoglądał na swoją posiadłość, pozwalając Gracie zapomnieć o jej niekompletnym stroju.- Jest tyle miejsca, że ten wielkolud przynajmniej ma gdzie biegać - powiedział Luca, spoglądając ha Cezara.- Czy on ci nie dokucza?- Ależ nie - odparła, znów wykonując akrobacje.- Ale jest dwadzieścia razy większy od jedynego psa, z którym miałam kiedykolwiek do czynienia.Na szczęście na jedno gwizdnięcie pana Cezar posłusznie usiadł.Luca nie musiał już patrzeć na pokryte gęsią skórką nogi Gracie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates