[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ignorował Turków i Syryjczyków, których pełno było w tym nadgranicznym mieście.Myślał o zadaniu, które mieli wykonać i wierze, bo była to dla niego jedna sprawa.Myślał o tym, co Koran mówi o Dniu Sądu, w którym spełnią się zarówno groźby, jak i obietnice Boga.Myślał o tym, jak ci, którzy żyli zgodnie ze świętymi słowami, dołączą do pięknych hurys w raju, i o tych niewiernych, którzy wieczność spędzą w piekle.Potrzebował tej namiętnej wiary, by dokonać tego, czego mik dokonać, gdy nadejdzie czas.Kiedy minęli wioskę i samochody skierowały się ku granicy tureckiej, Ibrahim otworzył okno.Przejście graniczne składało się z dwóch posterunków, umieszczonych jeden za drugim – syryjskiego i tureckiego.Przy budkach znajdowały się szlabany, dzieliło je mniej więcej trzydzieści metrów.Po stronie syryjskiej droga zarośnięta była chwastami, po tureckiej czysta i dobrze utrzymana.Samochód Walida jechał pierwszy, Ibrahima ostatni.Walid przedstawił do kontroli paszporty i wizy ludzi ze swego samochodu.Urzędnik przejrzał je i dał uzbrojonemu żołnierzowi znak do podniesienia szlabanu.Ibrahim poczuł na ramionach ciężar przeznaczenia.Walid wybrał go do dokonania specjalnego czynu, dla Ibrahima była to jednak także sprawa osobista.Był Kurdem, nomadem równin i gór wschodniej Turcji, północnej Syrii, północno-wschodniego Iraku i północno-zachodniego Iranu.Od potowy lat 80.jedna z wielu frakcji Kurdów prowadziła wojnę partyzancką przeciw Turkom obawiającym się, że autonomia kurdyjska doprowadzić może do powstania nowego, wrogiego Kurdystanu z ziem należących do Turcji, Iranu i Iraku.Nie była to kwestia religijna, lecz kulturowa, językowa i polityczna.Do 1996 roku ta nie wypowiedziana wojna pochłonęła dwadzieścia tysięcy istnień ludzkich.Ibrahim nie brał w niej udziału, póki wskutek działań tureckich nie wyschły studnie i bydło nie zaczęło wymierać z pragnienia.Choć służył w armii syryjskiej jako mechanik, nigdy nie był człowiekiem gwałtownym.Wierzył, że Koran uczy pokoju i współistnienia.Widział jednak, jak Turcja odbiera możliwość przeżycia jego ludowi, a zagłada narodu nie może nie pociągnąć za sobą zemsty.Kiedy Mehmet zaprosił go w szeregi kurdyjskich bojowników Walida, przyjął zaproszenie.Przez dwa lata był członkiem jedenastoosobowego oddziału.Akty terroryzmu i sabotażu, przeprowadzane w Turcji, przestały być wyłącznie aktami zemsty.Walid miał rację twierdząc, że Allach zdecyduje o tym, czy kiedykolwiek powstanie nowy Kurdystan, akcje zbrojne miały tylko przypominać Turkom, że Kurdowie pozostaną ludem wolnym – z ojczyzną lub bez niej.Typowa akcja polegała na tym, że nocą dwóch, trzech, czasem czterech bojowników wślizgiwało się do Turcji, myląc patrole graniczne.Wysadzali w powietrze transformatory, rurociągi, czasami strzelali do żołnierzy.Dziś jednak wszystko miało wyglądać inaczej.Dwa miesiące temu tureccy żołnierze, wykorzystując wiosenne roztopy i trwający jednostronny rozejm z tureckimi Kurdami, rozpoczęli potężną ofensywę przeciw buntownikom.W ciągu trzydniowych nieustannych walk zginęła setka partyzantów.Atak miał uspokoić zachód kraju, pozwalając tureckiemu rządowi zwrócić uwagę na wschód, na terytorialne spory z Grecją i nasilające się napięcie miedzy chrześcijańskimi Atenami i muzułmańską Ankarą.Walid wraz z Kenanem Demirelem, przywódcą tureckich Kurdów, zdecydowali, że ten akt agresji nie może pozostać bez odpowiedzi.I że odpowiedź nie może być dziełem małego oddziału, któremu udało się przeniknąć przez granicę.Nie, Kurdowie wkroczą do Turcji, z dumą udowadniając przeciwnikowi, że zdrada i przemoc nie pozostają bez odpowiedzi.Samochody minęły czarny drewniany słup, wbity obok drogi.Były już na terenie Turcji.Gdy dojechały do tureckiego szlabanu, uzbrojony żołnierz wystawił lufę pistoletu maszynowego MIAL przez niewielki otwór w szybie.Pojawił się jego towarzysz.Podszedł do samochodu Walida.W lśniącej nowej kaburze miał dziewięciomilimetrowego Walthera.Pochylił się i zajrzał do samochodu.–Paszporty.–Ależ oczywiście – powiedział Walid.Z kieszonki na osłonie przeciwsłonecznej wyjął kilka niewielkich pomarańczowych książeczek.Podał je urzędnikowi.Niewysoki wąsaty Turek porównał twarze na zdjęciach z twarzami w samochodach.Nie śpieszył się, był bardzo dokładny.–Co was sprowadza do Turcji? – spytał w końcu.–Jedziemy na pogrzeb – wyjaśnił Walid.Gestem wskazał dwa dalsze samochody.– My wszyscy – dodał.–Dokąd?–Do Harran.Strażnik zerknął na samochody.Przyglądał się im przez chwilę.–Zmarły przyjaźnił się wyłącznie z mężczyznami? – spytał.–Nasze żony pozostały z dziećmi.–Nie opłakują go?–Sprzedawaliśmy mu jęczmień – tłumaczył Walid.– Nasze żony go nie znały.–Jak się nazywał ten człowiek?–Tansu Ozal.Zginął w sobotę, w wypadku.Wjechał samochodem do rowu.Strażnik machinalnie poprawił zieloną wojskowa kurtkę.Przez chwilę przyglądał się Walidowi, a potem wrócił do budki.Drugi ze strażników nadal mierzył do nich z pistoletu maszynowego.Ibrahim przysłuchiwał się rozmowie.Wyraźnie słyszał wypowiadane słowa.Droga była pusta, cicha.Wiedział, że Walid nie kłamie, że Tansu Ozal zginął w wypadku samochodowym.Walid nie wspomniał oczywiście o tym, że Ozal był Kurdem, który zdradził swój naród.Że doprowadził Turków do broni, ukrytej pod starym rzymskim mostem w kanionie Koprulu.Ludzie Kenana zabili go za zdradę.Ibrahim palcem otarł pot z czoła.Pocił się i z upału, i z nerwów.Podobnie jak on, Walid zdobył dokumenty dla swych ludzi przedstawiając sfałszowane akty urodzenia.Imię Walida, choć nie jego twarz, znane było Turkom.Gdyby strażnik wiedział, z kim ma do czynienia, wszyscy zostaliby natychmiast aresztowani.Turek telefonował.Odczytywał do telefonu dane z każdego paszportu po kolei.Ibrahim nienawidził go.Był to tylko pomniejszy urzędnik, zachowywał się jednak tak, jakby chronił Kopułę na Skale.* Turcy nie mieli pojęcia, co jest ważne, a co nie.Zwrócił uwagę na siedzącego w budce żołnierza.Podczas planowania operacji dowiedział się, że gdyby ktokolwiek z przekraczających granicę poszukiwany był przez tureckie władze albo zachowałby się podejrzanie, żołnierz natychmiast przestrzeliłby opony.Gdyby ktoś sięgnął po broń, żołnierz strzelałby, by zabić.Jego towarzysz przed wyjęciem broni nacisnąłby przycisk alarmu, który odezwałby się w odległej o osiem kilometrów strażnicy.Uzbrojony helikopter stał tam cały czas w pogotowiu bojowym.Wystartowałby natychmiast
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates