[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na domiar złego ciepła strużka zdawała się wsiąkać Ryderowi w język, zamiast gasić pragnienie, które teraz objawiało się bólem w żołądku.Zmusił się do zjedzenia kawałka suszonej wołowiny.Patrzył na wymizerowane twarze wokół siebie i wiedział, że dzisiejszy nocny marsz będzie torturą.Peter Smythe chwiał się na nogach, Jon Varley też nie mógł ustać prosto.Tylko bracia Tim i Tom Watermenowie trzymali się dobrze, ale byli w Afryce dłużej niż tamci dwaj.Przez ostatnich dziesięć lat pracowali w Prowincji Przylądkowej na wielkim ranczo, gdzie hodowano bydło.Zdążyli się zaaklimatyzować.H.A.wyczesał palcami piasek z wielkich bokobrodów i siwiejących włosów.Kiedy się schylił, by zawiązać sznurowadła, poczuł się tak, jakby miał sto, a nie pięćdziesiąt lat.Zabolały go plecy i nogi, strzeliło mu w krzyżu, gdy się prostował.- W drogę, panowie.Macie moje słowo, dzisiejszej nocy będziemy pić, ile dusza zapragnie - powiedział, żeby podnieść ich na duchu.- Co? Piasek? - zażartował Tim Watermen.- Buszmeni, zwani Sana, żyją na tej pustyni od tysiąca lat lub nawet dłużej.Podobno potrafią wyczuć zapach wody odległej nawet o sto pięćdziesiąt kilometrów.Gdy przemierzałem Kalahari dwadzieścia lat temu, miałem przewodnika z tego plemienia.Ten mały drań znajdował wodę tam, gdzie mnie nawet nie przyszłoby do głowy szukać.Sana zbierają ją z roślin, kiedy jest poranna mgła, i wypijają z pierwszej komory żołądka przeżuwaczy, które zabijają zatrutymi strzałami.- Z żołądka czego? - Varley nie pojmował, w czym rzecz.Ryder wymienił spojrzenia z braćmi Watermen, jakby chciał dać do zrozumienia, że każdy powinien wiedzieć, o co chodzi.- Takich zwierząt jak krowa lub antylopa.Płyn w pierwszej komorze ich żołądka to głównie woda i sok roślinny.- Wypiłbym to teraz - wymamrotał spękanymi wargami Peter Smythe.W kąciku ust pojawiła się kropla krwi.Zlizał ją, zanim zdążyła spaść na ziemię.- Ale najcenniejszą umiejętnością Sana jest znajdowanie wody ukrytej pod piaskiem w starych wyschniętych korytach rzek.- Umie pan znaleźć wodę tak jak oni? - zapytał Jon Varley.- Szukałem jej przez ostatnich pięć dni w każdym korycie rzeki, które przecinaliśmy.Wyglądali na zaskoczonych.Żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, że przecinali jakieś wyschnięte rzeki.Widzieli tylko pustą połać piasku.To, że Ryder wiedział, gdzie są pozostałości dawnych dolin rzecznych, wadi, umocniło ich w przekonaniu, iż wyprowadzi ich z tego piekła.- Przedwczoraj miałem nadzieję - ciągnął H.A.- lecz nie byłem pewien, a nie mogliśmy sobie pozwolić na stratę czasu, gdybym się mylił.Oceniam, że jesteśmy dwa, może trzy dni drogi od wybrzeża, to znaczy w części pustyni, gdzie dociera wilgoć z oceanu i sporadycznie ze sztormów.Znajdę wodę, panowie.Możecie mi wierzyć.Ryder nie mówił tyle od chwili, gdy kazał im zostawić ekwipunek, i odniosło to pożądany skutek.Bracia Watermen uśmiechnęli się szeroko, Jon Varley zdołał wyprostować ramiona i nawet młody Smythe przestał chwiać się na nogach.Wschodził już zimny księżyc, ostatnie promienie słońca pogrążyły się w odległym Atlantyku i wkrótce na niebie pojawiło się więcej gwiazd, niż człowiek mógłby zliczyć w ciągu stu żyć.Na pustyni panowała grobowa cisza, słychać było tylko chrzęst piasku pod butami i kopytami i od czasu do czasu skrzypnięcie skórzanego ekwipunku koni.Szli równymi, odmierzonymi krokami.Byli osłabieni, ale H.A.zdawał sobie sprawę, że pościg za nimi trwa.Pierwszy postój zarządził o północy.Pustynia trochę się zmieniła.Choć nadal brnęli przez piasek do kostek, w wielu dolinach widniały spłachcie luźnego żwiru.Dostrzegł stare wodopoje w kilku miejscach, gdzie zalegały aluwia i antylopy dokopały się do twardej gleby w poszukiwaniu wody.Nie zauważył jednak śladów korzystania z tych źródeł przez ludzi, dlatego przypuszczał, że wyschły wieki temu.Nie” wspomniał mężczyznom o swoim odkryciu, ale nabrał pewności, że znajdzie wodę.Pozwolił wszystkim wypić podwójne porcje przekonany, że uda mu się napełnić manierki i napoić konie przed wschodem słońca.A jeśli nie zdoła, pomyślał, to racjonowanie wody nie ma sensu, bo nazajutrz czeka ich śmierć.Podzielił się swoją porcją z koniem, ale pozostali wypili łapczywie wszystko, nie dbając o zwierzęta.Ruszyli dalej, po półgodzinie księżyc przysłoniła rzadka chmura, a gdy odpłynęła, zmieniające się światło sprawiło, że coś na pustyni przykuło uwagę Rydera.Według kompasu i gwiazd kierował się na zachód i żaden z mężczyzn nie odezwał się, kiedy nagle skręcił na północ.Oddalił się od grupy, słysząc chrzęst łupkowego podłoża pod butami, i gdy dotarł do celu, opadł na kolana.Zagłębienie w skądinąd płaskiej dolinie miało zaledwie metr średnicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates