[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł się jednak całkiem inaczej niż wtedy.Nie chciał pasować do tego miejsca.Nie chciał być jednym z nich.Niech przechodzą, gadają jakimś tylko sobie znanym językiem, flirtują, walczą, robią niezrozu-miałe dowcipy.Dzieciaki z gołymi brzuchami, przekłutymi nosami, farbowanymi włosami, czarnym lakierem na paznokciach, posługujący się wulgarnym językiem, ubrane w zbyt obcisłe albo workowate ubrania, z jawnie taksującymi spojrzeniami.Oczy, które patrzyły na niego, ale wydawały się go nie widzieć.Pewnego dnia spadnie na nich wielka kara.W drugim końcu budynku David Fitzgerald powoli przeciskał się przez tłum w kierunku swego gabinetu.Utrudniała mu to noszona niemal przez wszystkich uczniów czarna torba na książki firmy Jansport, która zwisała mu z ramienia.Budynek szkoły wyglądał i funkcjonował tak, jak gdyby przy jego budowie zrealizowano majaki senne projektanta domów grozy dla wesołych miasteczek.Długie ciemne korytarze prowadziły donikąd, schody kończyły się na kolejnych piętrach, a przez maleńkie okna wpadało niewiele światła.Plany poruszania się zaprojektowano, dokonując swobodnej interpretacji schematów istniejących w Bostonie i Tijuanie, akustyka odpowiadała po-trzebom koncertu zespołu heavymetalowego albo restauracji na Manhattanie, nieustannie i bez najmniejszej potrzeby dzwoniły dzwonki.Z mijającej męską toaletę grupy, udającej się nie wiadomo dokąd młodzieży, rozległy się skierowane ku niemu okrzyki:- Hej, jak leci, panie Fitz?!- Zara moment, nie właź pan na mnie, panie Fitzgerald!- Aua, aleś mnie pan przeraził, panie Fitzgerald!Choć starał się nie ocierać o żadne z dzieci, od czasu do czasu wyciągała się czy-jaś ręka i dotykała jego głowy lub ramienia - złośliwie albo czule.Nie zawsze udawało się to odróżnić, ale otuchy dodawał sam fakt, że go dotykano.Potwierdzał, że ma swoje miejsce w tym małym ludzkim ulu.- Hej, panie Fitz, zadzwoni pan za mnie do mojego kuratora?- Panie Fitz, porozmawia pan z moją mamą? Dobrze?- Hej, panie Fitz, jak rower?O tak.rower.Chodziło o staromodnego schwinna z wyścigowym siodełkiem, którego nabył za pięć dolarów na ulicznej wyprzedaży.Z powodu roweru wyrobił sobie opinię ekscentryka, a to dlatego, że kilka lat temu mieszkali z Renee, z którą obec-nie się rozwodził, w Park Slope i zamiast metrem kilka razy w tygodniu przyjeżdżał do pracy na rowerze.W ten sposób został „rowerzystą”.Dla dzieciaków pozostał nim nawet po przeprowadzeniu się na Manhattan, kiedy znów jeździł pociągiem.O tak, miał niezłą reputację.Śmieszny pan Fitzgerald.Dziwny pan Fitzgerald.Co w tym złe-go - w końcu dzięki temu nie był anonimowy.Ludzie myśleli o nim.Pewnego razu, gdy omawiał Buszującego w zbożu, przyniósł do klasy rękawicę baseballową, co stało się kolejnym elementem jego mitologii: pan Fitz przyniósł na lekcję rękawicę łapacza.Teraz musiał ją przynosić co rok na dyskusję o niedoskonałym bohaterze - dzieciaki oczekiwały tego.- Hej! - wrzasnął na Dominikańczyka z siódmej klasy, nazwanego Krnąbrny Q, który przy schodach pożarowych bajerował dziewczyną.- Wpadnij do mnie potem.Mam dla ciebie ten tomik poezji Lorki, o którym mówiłem.Kiedy dotarł do drzwi wydziału literatury angielskiej, ujrzał Donnę Vitale.Czeka-ła na niego.Miała kręcone, farbowane na słomiany kolor włosy, wspaniały, ciepły, promienny uśmiech i lekkiego zeza w jednym oku.- Masz gościa - powiedziała.- Tylko nie mów, że to znów przyszedł Larry ponarzekać na mój program.Dyrektor szkoły Larry Simonetti był od tygodnia w stanie wielkiego wzburzenia -dokładnie biorąc, od momentu opublikowania raportu, w którym określono jego szkołę jako, jedną z najgorzej prowadzonych” w mieście.Co prawda uczniowie osiągali niezłe wyniki, ale w ostatnim roku skandal gonił za skandalem.Najpierw ochroniarz uciekł z dziewięcioklasistką, na wiosnę spadające cegły poważnie raniły ucznia z jedenastej klasy, do tego doszło niewyjaśnione zniknięcie siedemdziesięciu pięciu tysięcy dolarów z rocznego budżetu.W przyszłym tygodniu miał do szkoły przybyć gubernator i wygłosić przemówienie na temat „odzyskania naszych szkół” - prawdopodobnie w ramach preludium przed ogłoszeniem, że zamierza kandydować na prezydenta.- Nie, to nie Larry - odpowiedziała Donna.- To duch przeszłości.Powiedziałam, że może zaczekać za twoim biurkiem.- Dzięki, pani Vitale.Mijał ją, gdy przytrzymała go za łokieć.- Może moglibyśmy też porozmawiać o kolacji u mnie w przyszłym tygodniu.Zatrzymał się w pół kroku, mile połechtany, aczkolwiek zdziwiony; nagle poczułsię jak nieśmiała małpa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates