[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i jeden gołąbek został w nitkach i pan profesor też nie zauważywszy - połknął go razem z nitką.1 ta nitka się rozwinęła, a potem się w profesorskim brzuchu poplątała.No i cała awantura! Boleści!.A tu - wesele tuż, tuż! Jak to się mówi - za pasem! A za pasem - cholerna nitka! No i musieli chirurdzy rozciąć cały brzuch, żeby tę nitkę rozplątać i wydostać! A wesele trzeba było przełożyć o kilka tygodni.Ale pan profesor nadal za gołąbkami przepada, tylko ciocia bardzo na nitki uważa.Nosi teraz takie wielkie okulary.A tamci w Paryżu mieli potem jeszcze mnóstwo kłopotów i masę pieniędzy wydali, żeby tę cholerną akustykę poprawić.Dla reprezentacyjnej, nowej Orchestre de Paris.Pod Barenboimem.To podobnie, jak z milionami dolarów utopionymi w nowej sali nowojorskiego Lincoln Center, która i tak do starej Carnegie Hall ani się umywa.Byłem, słyszałem.My w Łodzi takich kłopotów nie mamy.Starą, jak studnia huczącą salę filharmonii przeciwpożarowo zamykamy, nowej nie budujemy, i tak oszczędzamy nie tylko na adaptacjach akustycznych.Po prostu - ekonomiczne myślenie!A do Paryża już więcej nie pojechałem i nie pojadę! No i bardzo dobrze! - jak mawia w podobnych sytuacjach Steńka.Bardzo przepraszam - pani Stefania Woytowicz, sławna śpiewaczka, moja ukochana solistka, pani prezes WTM (Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego), małżonka znakomitego neurochirurga, profesora Stanisława Rudnickiego, który ongiś - jako młodzian nader przystojny i postawny - zaszczytną funkcję chorążego pełnił, sztandar naszego gimnazjum Ojców Jezuitów w Wilnie na niedzielnych paradach dumnie nosił, gdy ja w szkolnej orkiestrze na bębnie grałem.A potem - na klarnecie.No i bardzo dobrze!Wśród wielu dawnych, zabliźnionych zadrapań i skaleczeń, to jedno - paryskie - ciągle trochę boli.Przy dotknięciu.No i bardzo dobrze!„No i bardzo dobrze!” -To jest jednak dużo lepsze powiedzonko, niż popularne „Mam to gdzieś!” Choć w tym przypadku wolałbym tamto, chciałbym powiedzieć po prostu, ordynarnie, nie - gdzieś, a - w.No i bardzo dobrze!4Podrapałem się też boleśnie, gnając wtedy jak szaleniec na mojej balonówce.Pędząc z tego folwarku wpadłem na wystający korzeń starego dębu i upadłem na leśnej drodze.Leżałem jak długi.No - nie taki i długi, ale upadłszy, tak już zostałem - dławiąc się łzami, kopiąc ziemię z wściekłością i rwąc trawę dokoła.Trwało to dość długo, a cała sprawa była właściwie bez sensu.Zostawmy więc na chwilę młodego człowieka szamoczącego się w bezsilnym gniewie i bezproduktywnym żalu - a ja Państwu tymczasem wyjaśnię, skąd się wziął ten „porucznik kawalerii” w sprawozdaniu paryskiego recenzenta.Na tym niefortunnym koncercie dyrygowałem w moim świetnie skrojonym już trzecim z kolei fraku.Pierwszy - kupiłem używany, jeszcze podczas dyrygenckich studiów w Poznaniu.Miał śmieszne, sterczące ramionka.Drugi - znakomity - uszył mi Zaremba na Kruczej w Warszawie.To był majstersztyk! Mogłem swobodnie wywijać rękami (a wtedy mocno wywijałem) - tors i poły ani drgnęły! Nosiłem go latami, wydyrygowałem w nim setki koncertów, przepocony nosiłem do czyszczenia, a przetarte klapy, kołnierz i podszewkę wymieniał mi wielekroć niezmordowany, niezastąpiony mistrz Jakubowski na Piwnej.Za którymś tam razem, gdy wypruwał z rękawów strzępy podszewki- Że też dyrygent tej klasy.- mruknął kręcąc głową - Nosi taki stary frak! - dokończyłem pytanie - A kto mi uszyje lepszy! Hę!.- Ja - odpowiedział bez namysłu, choć wiem, że fraków nie szył nigdy, tylko garnitury i smokingi, zresztą znakomicie.- Widziałem w Peweksie świetną, lżejszą od tego kożucha wełenkę.- Pochylił się ku mnie - Załatwić!- Kiedy do miary? - odpowiedziałem pytaniem.- We środę.Było kilka tych miar.Wreszcie dzieło zostało ukończone.Stanąłem przed lustrem.Frak niezły, ale.- Chwileczkę! - powiedziałem i pojechałem do domu po stary frak.Szybko wróciłem moim Peugeotem (wtedy jeszcze wolno było jeździć po Piwnej) i zacząłem znęcać się nad Jakubowskim, wkładając na przemian to stary, to nowy frak, kręcąc się przed lustrem.Nie ulegało wątpliwości, że frak mistrza Zaremby, mimo że stary, był o niebo lepszy.A Jakubowski tylko bladł coraz bardziej, aż w końcu.- Sprawa jeszcze nie jest zakończona - powiedział spokojnie - Czy mogę pana prosić do miary jutro wieczorem? Tak? Dziękuję.I może pan łaskawie zostawi mi na parę dni ten stary frak.- Chętnie.No, to do jutra! - uśmiechnąłem się chłodno.I co Państwo powiedzą! Na własny koszt kupił nowy kupon materiału, tej samej cienkiej, peweksowskiej wełenki.Kroił, szył i mierzył, mierzył w nieskończoność.Aż w końcu, gdy uszył - to on zaczął się znęcać nade mną, każąc wkładać na przemian to ten nowy, to stary frak.Przed lustrem - a to tyłem, a to przodem, a to ręce w górę, a to ręce w bok! I jeszcze raz, i jeszcze - choć było już jasne, że w tym nowym to mogłem i na głowie stanąć, a kołnierz by się nie ruszył, ni poły.I co za sznyt! Co za szyk!!Triumf nad Zarembą był bez dyskusji.Triumf ambicji, honoru.Tacy to byli ongiś rzemieślnicy, słusznie przez Francuzów artizanami zwani.Bo artysta to po francusku - l'artiste, a rzemieślnik - l'artisan! Dodam jeszcze, że wtedy modne były bardzo wąskie spodnie i takie mi mistrz Jakubowski uszył.A że nogi mam trochę w stylu Ludwika XVI, więc gdy stałem prosto, na baczność - to między kolanami miałem sporą szparę.Talia jeszcze wtedy do kostek mi się nie osunęła - a wciął ją mocno, ile się dało.I stąd ten - „porucznik kawalerii”.Figlarna pamięć podrzuca mi jeszcze jeden epizod związany z mistrzem Jakubowskim:Kiedyś biorąc miarę do szytego dla mnie garnituru (a za każdym razem dokładnie wymierzał po kilkakroć) wpisywał dane jak zwykle do grubego zeszytu z alfabetycznym spisem swych klientów.Obok cyfr pisał coś jeszcze.Gdy wyszedł na chwilę odwołany do telefonu, zerknąłem do otwartego zeszytu.A tam pod moim nazwiskiem obok dokładnych wymiarów przeczytałem zaskoczony „Uwaga: kroić jak na grubasa ze sterczącym tyłkiem”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates