[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lata mojej współpracy z agencją zaowocowały pokaźną kwotą, którą udało mi się odłożyć z myślą o własnym biznesie, oraz garderobą pełną markowych ubrań od najlepszych projektantów.Była też ciemna strona pracy w agencji.W pewnym momencie zaczęłam się obawiać, że nigdy się nie zakocham ani nie zdecyduję na poważny związek.Życie z jednym mężczyzną wydawało mi się potwornie nudne i najeżone zagrożeniami.Czy istnieje idealny mężczyzna, który potrafi mnie zaskakiwać i pozwoli się odkrywać ciągle na nowo? Ktoś, przy kim życie będzie kolorowe i ciekawe.Moje przyjaciółki, które są w stałych związkach, ciągle narzekały na swoich mężczyzn i nieraz wypłakiwały się przede mną.– Dlaczego go nie rzucisz, skoro jest ci z nim tak źle? – zapytałam kiedyś jedną z nich.– Bo z nim jest jak z walizką bez rączki – nieść trudno, a zostawić szkoda.Nie chciałam mieć takich dylematów.Na pewnym przyjęciu w ambasadzie moje obawy zaczęły topnieć.Podczas przeraźliwie nudnej dyskusji – dziś nawet nie pamiętam, czego dotyczyła – podszedł do mnie przystojny szatyn.Był szczupły i wysoki.Idealnie skrojony garnitur podkreślał dobrze zbudowane ciało.Nawet przez marynarkę zauważyłam, że ten mężczyzna dba o tężyznę fizyczną, chociaż nie był typem mięśniaka.– Bardzo przepraszam – zaczął uprzejmie i na tyle głośno, że wszyscy zebrani wokół mnie słyszeli.– Szukam pani od kwadransa.Czy państwo mi wybaczą, jeśli na chwilę porwę szanowną panią? To niezwykle ważna rzecz! – dodał z taką miną, jakby od tego zależały sprawy wagi państwowej, więc nikt z grona moich rozmówców nie zaprotestował.Nie wiedziałam, co się dzieje ani kim jest ten mężczyzna, jednak jego pojawienie się przypominało powiew świeżego powietrza.Mogłam się wycofać z męczącego towarzystwa.– Proszę mi wybaczyć, ale wyglądała pani na śmiertelnie znudzoną.– Rozmowa nie była zbyt pasjonująca, to prawda – przyznałam zaintrygowana.– Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, chętnie dotrzymam pani towarzystwa.Wierzę, że uda mi się być mniej nużącym kompanem.Jestem Markus – powiedział, a gdy podałam mu rękę, pocałował mnie w dłoń.Zdziwiłam się.To rzadkie w Ameryce, zresztą przez feministki uznawane za zachowanie niezgodne z zasadami równouprawnienia.Rozmawialiśmy przez całe przyjęcie, a gdy goście powoli zaczęli opuszczać ambasadę, przenieśliśmy się do uroczego baru, w którym rozmowę umilały dźwięki fortepianu.Rozstaliśmy się nad ranem.Mój nowy znajomy śpieszył się na jakieś ważne spotkanie, ja musiałam być obecna na ostatnich zajęciach przed egzaminami końcowymi.Markus mieszkał w Nowym Jorku, więc mogliśmy się widywać regularnie.Coraz częściej umawialiśmy się na randki i coraz trudniej było nam się rozstać.Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale na seks zdecydowaliśmy się dopiero po trzech miesiącach znajomości.Było to dla mnie dość dziwne i nienaturalne.Podejrzewałam nawet, że coś z Markusem jest nie tak, skoro nie próbuje zaciągnąć mnie do łóżka.Odprowadzał mnie po randce pod same drzwi, ale nigdy nie wchodził na „ostatniego drinka”.Unikał sytuacji, w której to ja mogłabym zainicjować zbliżenie.Co prawda często się całowaliśmy i przytulaliśmy, ale nic więcej.Było to jak chodzenie ze sobą niewinnych nastolatków.Muszę przyznać, że takie budowanie napięcia erotycznego przez długie tygodnie miało niepowtarzalny smak.Urok, którego nie znałam, a który na pewno by się nie pojawił, gdyby nie seksualny kunszt Markusa.Romantyczny wieczór, ze świecami, płatkami róż i innymi nastrojowymi drobiazgami – taki był nasz drugi raz.Pierwszy odbiegał od wymarzonego scenariusza, wymknął się spod kontroli.Pewnego letniego wieczoru wypiliśmy stanowczo za dużo alkoholu.Jak przystało na dżentelmena, Markus postanowił odwieźć mnie do mojego mieszkania.Wynajmowałam uroczą kawalerkę w samym sercu Upper West Side.Dzielnicy oddalonej od zgiełku wielkiego miasta i nie tak drogiej jak East Side.Uwielbiałam tę okolicę za spokój, prawie całkowity brak turystów i stare budownictwo – jak na amerykańskie warunki.Przeprowadziłam się tam, gdy moje dochody były już stałe, a oszczędności rosły.Wcześniej pomieszkiwałam w różnych miejscach i każdy lokal wydawał mi się lepszy niż pokój ze sztywnymi współlokatorkami w kampusie studenckim.Z akademika wyprowadziłam się po kilku niesympatycznych komentarzach moich koleżanek, które nie szczędziły mi uwag na widok coraz to innych samochodów, które po mnie przyjeżdżały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates