[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale dziewczyna nie darzyła wróżek wielkim zaufaniem.W końcu powszechnie wiadomo, że potrafią one podmienić dziecko.Tym razem jednak wszystko skończyło się szczęśliwie: może wróżka naprawdę kochała Malcolma albo współczuła mu odrobinę…–Od tamtej pory w zamku Danvegan przechowywany jest dar wróżki – zakończył przewodnik swoją opowieść.Holger podszedł do stolika i dotknął szala.Wyhaftowany był w cętki tworzące tajemniczy rysunek.–Ona się tutaj zjawia – powiedział przewodnik.–Co za ona? – nie zrozumiał Holger.–Wróżka.Pewnego razu długo szukałem w domu fajki i w końcu doszedłem do wniosku, że musiałem zostawić ją w baszcie, więc wróciłem.Światło zapala się na niższym piętrze, ale zapomniałem włączyć, a potem nie chciało mi się schodzić na dół.Świecił księżyc.Szkatuła z szalem kryła się w cieniu.Przesunąłem ręką po stole, potem zawiesiłem szal na oknie i zacząłem szukać w skrzyni, a kiedy uniosłem głowę, zobaczyłem w oknie niewiastę.–Czytałem o wróżkach, ale nigdy w życiu ich nie spotkałem – powiedziałHolger z całą powagą.–Sądzę, że są takimi samymi ludźmi jak my, tylko o wiele więcej potrafią.Słyszałem, że całkiem niedawno gdzieś na północy mieszkała prawdziwa wróżka, zdaje się, w Iverness.A z wróżką z naszego zamku może jeszcze uda się kiedyś porozmawiać.Holger miał lat dwadzieścia pięć i skłonny był uwierzyć.–Może i mnie uda się ją zobaczyć? – zagadnął.–No cóż… prawdę powiedziawszy, tej opowieści nikt nie przyjmuje na serio.Kogo zresztą może zadziwić coś takiego w naszych czasach? Ale niewykluczone, że jeśli którejś z najbliższych księżycowych nocy zapragnie pan sprawdzić, czy nie zapomniałem zamknąć drzwi baszty, przeżyje pan coś nieoczekiwanego.Holger wsunął rękę do kieszeni, ale Anglik powstrzymał go.– Nie trzeba, sir.Pan mi uwierzył – i to wystarczy.Margaret, Maggy, MagZ helikoptera Wyżyna Szkocka przypomina wzburzone morze – grzbiety i szczyty górskie wyglądają jak zastygła fala przybojowa.A wgłębienia między falami to nieprzeliczone wąskie doliny, Glen z olbrzymimi głazami, pozostawionymi przez lodowiec, ze zboczami porosłymi wrzosem i błękitnymi taflami jezior.Nawet zwykłe brzozy wśród tego przepychu wyglądają inaczej, dokładnie jak na płótnach starych mistrzów.Holger przyleciał tu w jednym tylko celu – zobaczyć to wszystko, i kiedy helikopter zniżył się i osiadł na ziemi, mógł, przysłoniwszy oczy, wyobrazić sobie Szkocję taką, jaką była owego słonecznego dnia.Dwugodzinna podróż powietrzna zakończyła się w miasteczku podobnym do dziesiątków innych.Wśród domów z wypielęgnowanymi rabatkami pod oknami Holger w ciągu dwóch minut wypatrzył powszechnie znany szyld.Do baru wszedł za dziewczyną, która pozostawiła samochód po drugiej stronie ulicy, i dosiadł się do jej stolika.Wszystko mu się w dziewczynie podobało: i krótkie kasztanowe włosy, i oczy, i uśmiech, ledwie dostrzegalny, ostrożny.Możliwe, że dzisiaj jest po prostu taki dzień, pomyślał, i wtem przyłapał się na tym, że przygląda się kołnierzykowi jej sukni – nawet ten okrągły kołnierzyczek był zadziwiająco ładny i sztywny.Spotkanie z nią wypłynęło jako oczywistość, przesądzona już dawno, i gdyby nie doszło do skutku dzisiaj, jutro, pojutrze, Holger być może bezwiednie marzyłby z nadzieją o takim właśnie słonecznym dniu, w którym chce się razem patrzeć na promyk padający przez okno w siny przestwór powietrza.Podobał jej się sposób, w jaki mówił po angielsku – przekręcając słowa, połykając głoski, kalecząc zdania.Holger powiedział, coś po szwedzku, a ona w niepojęty sposób uchwyciła sens.To ich oboje rozweseliło.Ale czy długo można śmiać się bez obawy, że miejsce wesołości zajmie smutek?Kiedyś kochałem, roiłem sny, Uśmiech budziły słońca promienie, Lecz jesień chłodne przyniosła mgły, Gdy przyszła wczesna, niepostrzeżenie.- Dan Andersson – Holger uczynił przesadnie tragiczny gest.– Czytałem kiedyś…–Dawno? – z ożywieniem zapytała dziewczyna.–O, dawno.Jeszcze w szkole.–Jeszcze w szkole… – powtórzyła z przekąsem – myślałam, że jest pan młodszy.Do twarzy panu z wierszami.–My się jeszcze nie znamy…–Margaret.–Holger.Dom jej stał niedaleko od miasta przy drodze biegnącej na zachód.Kiedy wysiedli z auta, pomyślał, że wieczór będzie z księżycem, i przyszedł mu na myśl zamek Danvegan.Furtka się zamknęła, hałas dolatujący od szosy ucichł, przytłumiony szmerem twardej, wysokiej trawy rosnącej po brzegach dróżki, wysypanej okrągłymi ziarenkami żużlu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates