[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Sonety, tom pierwszy.Petrarka? Nie znam takiego czarnoksiężnika.–To poezje – burknął Serpentinus.– Hark, uprzejmie proszę, nie przeciągaj struny.Poezje? Nowa dziedzina magii? Zaintrygował mnie, słowo daję.–To znaczy? – Przycupnąłem na kominku i na chybił trafił zajrzałem do środka.–„Jeśli to nie miłość – cóż ja czuję? A jeśli miłość – co to jest takiego? Jeśli rzecz dobra – skądgorycz, co truje?" Hmm.Na mój rozum, brzmi jak ludzkie pieśni godowe.Szukasz samicy?Mistrz gwałtownie poderwał się z krzesła.–Hark…! Piekła i demony! Daj mi to! Już!–Tak, panie – odparłem słodko, po czym cisnąłem książką w Serpentinusa.Złapał w samą porę zanim papier wszedł w bliski kontakt z talerzem pełnym tłustej zupy.A potem, nauczony doświadczeniem, wyfrunąłem z kuchni, nie czekając, aż mistrz zdąży przygotować zaklęcie ofensywne.Nie mogłem się powstrzymać od diabelskiego chichotu.A więc tak się sprawy miały! Dlaczego nie domyśliłem się wcześniej? Mój pan najzwyczajniej w świecie potrzebował partnerki.Niewiele wiedziałem o ludzkich zalotach, ale podejrzewałem, że raczej nie będzie skory do udzielania szczegółowych informacji.Śmiertelnicy poświęcali mnóstwo energii na komplikowanie sobie życia.Udało im się zmienić w rytuał nawet prozaiczną czynność pożywiania się, nie wspominając nawet o tym, jak daleko odeszły od pierwotnej funkcji okrycia chroniące ich przed zimnem.Przez wiele lat współpracy z mistrzem uczłowieczyłem się aż nadto, ale obyczaje godowe śmiertelnych były mi obce – Serpentinus pędził żywot samotnika.Kilka zdań przeczytanych tu i ówdzie w związku ze starożytnym, dawno zarzuconym zwyczajem składania dziewic w ofierze sugerowało, że seks u ludzi stanowił tabu.Jeżeli więc chciałem pomóc mistrzowi, musiałem najpierw ostrożnie wybadać teren.Na początek należało przejrzeć bibliotekę.Na szczęście, lub niestety, nie dysponowaliśmy zbyt obszernym księgozbiorem.Czarnoksiężnik na dorobku wydaje zwykle bajońskie sumy na literaturę, a woluminy potrzebne nekromantom bywają jeszcze droższe.Do tej pory Serpentinusowi udało się zapełnić zaledwie półtorej szafy, przy czym wciąż spłacał raty za dwa czy trzy zakazane, rzadkie, tomy.Przy ostatniej wizycie w mieście odwiedziliśmy jednak księgarza i chociaż mistrz nie wyniósł stamtąd kolejnego foliału (odczego ledwie go odwiodłem), zapewne potajemnie kupił tego Petrarkę.Słowo daję, nawet na chwilę nie można go spuścić z oka.Znałem na pamięć układ ksiąg więc drugi nadprogramowy tomik znalazłem prawie natychmiast.Uczepiłem się pazurami krokwi, wygodnie zawisłem głową w dół i zacząłem czytać.Po kwadransie zrezygnowałem z dalszej lektury.Nie dowiedziałem się niczego konkretnego poza tym, że zabiegi o względy ludzkiej samiczki – kobiety, niewiasty, białogłowy, jak zwał tak zwał – wiążą się z cierpieniem.Odruchowo podrapałem się po starej bliźnie na skrzydle.Też mi rewelacja.Sam bym się domyślił, dziękuję.Szczegóły, potrzebowałem szczegółów! Jak należy śpiewać pieśni godowe? Jak zwrócić się do samiczki, żeby przypadkiem nie zagryzła, czy co tam ludzie sobie robią w takich wypadkach (w dziedzinie wyrządzania krzywdy bliźniemu są w końcu bardzo pomysłowi)? Czy w grę wchodzą jakieś podarki, jak u niektórych gatunków ptaków? A co potem? Miałem wrażenie, że trwała monogamia, ale nie byłem tego do końca pewny.Kiedyś plądrowaliśmy grobowiec starożytnego króla, znaleźliśmy tam całe mnóstwo kobiecych szkieletów.Mistrz wyjaśnił, że to wszystko partnerki władcy, czyli zdarzały się wyjątki.Jak często – nie miałem pojęcia.Pewnie w grę wchodziły jakieś skomplikowane detale relacji międzyludzkich.Na Abathura, to przecież gatunek, który wymyślił wymianę monetarną! Ważniejsze diabły robiły niesłychane interesy związane z grzechami dotyczącymi pieniędzy, a mnie od samego myślenia o kontraktach sygnowanych krwią bolała głowa.Nie ma rady, pomyślałem, trzeba wziąć na spytki śmiertelnika, najlepiej starego, doświadczonego i odpowiednio zblazowanego.Chyba nawet znałem właściwego kandydata.…Każdy z nas potrzebuje cichej przystaniGdy nadejdzie czas ostatniej przysługi, pamiętaj o zakładzie pogrzebowym „Eternite".Tylkou nas sen wieczny jest komfortowy i bezpieczny.Wszystkie obrządki w dogodnej cenie,szeroki wybór trumien i nagrobków.„Eternite" – odpoczywaj w pokoju, my zajmiemy sięresztą!…Szybowałem nad miastem, swobodnie unosząc się na prądach powietrznych.Samowolnie oddaliłem się od leśnej samotni mistrza, ale wyrzuty sumienia czułem tylkoprzez krótką chwilę.Posprzątałem już kuchnię, zamiotłem podłogi i zostawiłem karteczkę w pracowni.Nie planował na dzisiaj żadnych rytuałów, a gdyby nagle wpadł na jakiś pomysł, to trudno.Nawet demonowi czasem należy się wychodne.Nocka była jeszcze młoda.W oknach nadal paliły się światła.Na przedmieściach znano mnie aż za dobrze – chyba na każdych drzwiach wisiały krzyże, podkowy albo wiązki czosnku, a okiennice jak zwykle po zachodzie słońca szczelnie zaryglowano.Miałem wielką ochotę trochę podrażnić miejscowych, postraszyć koty albo przekąsić jakiegoś gawrona, ale bardziej ciekawiło mnie, czego dowiem się od Basilé.Mieszkał nieopodal cmentarza.To bardzo praktyczne, kiedy ktoś zawodowo zajmuje się grzebaniem zwłok.Czułem się tutaj odrobinę nieswojo.Cmentarna kaplica znajdowała się wystarczająco blisko, żeby ciarki chodziły mi po grzbiecie.I chociaż przez lata pobytu na ziemskim globie oswoiłem się trochę z poświęconymi miejscami, dźwięk kościelnych dzwonów nadal przyprawiał mnie o dotkliwą migrenę.Dłuższą chwilę kołowałem nad podwórzem, upewniając się, że trafiłem właściwie.Rzadko oglądałem domostwo Basilé z góry.Zazwyczaj przychodziliśmy tu razem z Serpentinusem, a wtedy zwykle krążyłem w pobliżu mistrza, wysilając talent aktorski i pracowicie tworząc nastrój grozy.Grabarz mieszkał skromnie w niedużym białym domku z czerwonym daszkiem, niczym nieróżniącym się od innych siedzib na przedmieściach.W ogródku hodował anemony, peonie i trochę winorośli, która we wrześniu dawała skąpy plon kwaskowatych, czerwonych owoców.Lubiłem je podskubywać.Zasadniczo nie jestem jaroszem, ale małe urozmaicenia w diecie zawsze się przydają.W oddali dzwony zaczęły wybijać godzinę ósmą.Powoli zaczynała mnie boleć głowa, na dobitkę z podwórza naprzeciwko od jakiegoś czasu dobiegało piskliwe, wściekłe ujadanie.Wylądowałem na parapecie i zapukałem do okna z nadzieją, że grabarz otworzy zanim zwyczajnie szlag mnie trafi.Po dłuższej chwili skobelek odskoczył, a okiennice rozchyliły się z cichym skrzypieniem.Ujrzałem dobrze znane mi oblicze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates