[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ANTOLOGIA ROSYJSKIEJFANTASTYKI IIZombi LeninaANTOLOGIA ROSYJSKIEJ FANTASTYKIPrzełożyli Eugeniusz Dębski PawełLaudański Aleksander PędzińskiWybrał Wojtek SedeńkoKir BułyczowINSTRUMENT DLA CUDOWNEGODZIECKANigdy nie wstawiam podtytułu „opowiadanie fantastyczne”.To sprawa czytelnika – sam rozstrzygnie, czy tekst jest fantastyczny, czy tylko udaje.Ale tym razem czynię to absolutnie świadomie.Muszę, bo w opowiadaniu, w istocie, nie ma nic fantastycznego poza zachowaniem bohaterów.Nie wykluczone przecież, że będący przedmiotem opowiadania wynalazek, na pozór mało prawdopodobny, w rzeczywistości już jest produkowany seryjnie przez fabrykę w Osace albo na Tajwanie.Nie wspominając o Marsie.Winna była, jak zwykle, Ksenia Udałowa.Jej marzeniem było wychowanie wnuka w duchu arystokratycznym.Ale ponieważ nie dysponowała gotówką, pozwalającą na studia w Oksfordzie, to zaczęła realizować arystokratyzację w granicach Wielkiego Guslara.Nocował kiedyś u Udałowych pewien przybysz, którego Korneliusz Iwanowicz znalazł w lesie w stanie dość rozpaczliwym, niemal umierającego z głodu i lęku przed dzikimi zwierzętami.Szczególnie wystraszył go kicający zając.Przybysz ukrył się pod wielką surojadką i stopniowo sobie umierał.Na szczęście Korneliusz tego ranka wybrał się na grzyby i ściął właśnie tę surojadkę.Kiedy przybysz zobaczył, że w minimalnym odstępie od jego głowy śmiga ogromne ostrze, stracił do końca przytomność.Udałow odwrócił grzyb i zobaczył, że ten jest robaczywy.Zamachnął się, by cisnąć nim w krzaki i zobaczył, że obok pieńka nóżki leży bez przytomności przybysz z innej planety, wzrostu około dziesięciu centymetrów, przypominający zgrabnego, czarującego, różowiutkiego słonika z futrzastymi uszkami i ogonkiem tak zakręconym, że każdy prosiaczek umarłby z zazdrości.–Tego jeszcze brakowało – westchnął Udałow.– Teraz na bank wrócę bez grzybów.Nie można przecież zostawiać brata w rozumie w lesie, gdzie go każdy zając może skrzywdzić.Udałow ułożył nieszczęsnego przybysza do koszyka, przykrył świeżymi liśćmi, żeby mu nie wiało i, przeklinając, udał się do domu.W domu Ksenia trochę pomarudziła – no, co to za maniery takie! Ani jednego dnia bez przybysza!Ale potem przyjrzała się biednej istocie i zajęła się urządzaniem mu warunków do życia.Kiedy po trzech dniach przybysz ostatecznie doszedł do siebie i nawet przyzwyczaił się już do mieszkania Udałowych, przyznał, że przyleciał na Ziemię przez przypadek.Wybrał się na planetę Simla w systemie Wielkiego Strusia, a komputer z Informacji, dopiero od dwóch tygodni tam pracujący, wpakował go na dziką Ziemię, gdzie nawet zające są niebezpieczne dla materializatorów drugiej klasy.Kiedy nadeszła chwila rozstania, przybysz zapytał Ksenię, którą uznał za wodza stada Udałowych, co by chciała otrzymać w prezencie.Ksenia poprosiła o czas do namysłu, do jutra.Udałowa cierpiała na kompleks owej staruchy, co to jeśli dostawała kałużę, prosiła o jezioro, jak otrzymała jezioro, chciała morza, a wraz z morzem i złotą rybkę, żeby ją usmażyć na oliwie z oliwek.Ta właściwość charakteru często pakowała Ksenię w dżunglę życiowych kłopotów.Często musiała korzystać z pomocy sąsiada, profesora Minca.Póki w domu wszyscy spali, łącznie z przybyszem, Ksenia siedziała w kuchni, piła jedną po drugiej filiżankę herbaty i zastanawiała się, jak to zrobić, żeby nie skiepścić i nie zażądać za mało.W końcu przybysze, mimo że w Guslarze rzecz zwyczajna, to rzadko mieszkają w prywatnych mieszkaniach i na dodatek gotowi są za to płacić według międzyplanetarnej taryfy.Przy tym nie można Kseni nazwać ślepą egoistką.Zawsze się o kogoś troszczyła.Rano zwróciła się do Tiszy – tak czule nazywano w domu przybysza, którego imienia nie udało się nikomu z Udałowych wymówić:–A czy możesz podarować tylko mały przedmiot, czy gabaryty nie odgrywają roli?–Ach, kochana Kseniu – powiedział Tisza.– Czy gabaryty w ogóle odgrywać rola w prawdziwych uczuciach?Tisza siedział na miękkich i ciepłych kolanach Kseni, a ta drapała go pod trąbą.–No to zdobądź dla mnie instrument – poprosiła Ksenia.– Dla wnuczka Maksymki.–Ciekawe – powiedział przybysz.– Instrument do jaka cel? Chirurgiczny czy budowlany – typu calówka lub młotek?–Nie kituj mi tu – warknęła Ksenia.– Ja ci zaraz dam młotek!Wymierzyła mu klapsa, Tisza spadł na podłogę, trochę się potłukł, ale nawet się nie obraził, ponieważ uznał, że sam jest sobie winien.–Odpowiedź na jeden pytanie, co? – powiedział.– Po co jest instrument dla twój głupi dziecko – wnuk?Czy powiedziałem wam, że Tisza jest w ojczyźnie znanym filologiem?–Instrument to pianino albo fortepian, ale nie za duży – powiedziała Ksenia.– Żeby można było na nim grać.Bo na świecie teraz rządzi sprzedajność i korupcja, w naszych ciężkich czasach nie mamy co pokazać kolegom ze szkoły muzycznej, którzy sobie sprowadzili „Steinwaye” z Tajwanu.Tisza podszedł do prośby Kseni poważnie i uważnie.Poszli razem, do sklepu, do działu muzycznego dokładnie rzecz ujmując, potem do biblioteki, gdzie przekartkowali fundamentalne dzieło von Brauhitza „Historia produkcji salonowych fortepianów w księstwie Sakson-Weimar w końcu XVII wieku”.Co prawda dzieło było w języku niemieckim i tylko przypadkowo ocalało, kiedy wieśniacy palili bibliotekę obszarnika Gulkina, anglomana i teutonofila.Przeczytać je mógł co najwyżej słonik Tisza, ale stronice przewracała Ksenia.Kiedy w drodze powrotnej zajrzeli do Aleksandra Grubina, który nie tak dawno sklecił niezły komputer ze szczątków walającego się w lesie bezpilotowego statku kosmicznego z planety Swiekarsa, ten pozwolił sympatycznemu Tiszy przejrzeć wszelkie dane dotyczące pianin i fortepianów.Wieczorem słonik zapytał Ksenię:–Jaki jest cel waszego wyuczenia wnuka Maksyma – junior muzyka klasycznej, tak?–Jasna sprawa, kocham swoje potomstwo – przyznała się Ksenia.–Proszę nie kłamać, kobieta – przyhamował ją przybysz.– Gadać prawda.–Och, Tisza – westchnęła Ksenia.– Co ma zrobić chłopiec, skoro dookoła każdy usiłuje zrobić ze swojego dzieciaka albo mistrza olimpijskiego, albo skrzypka Kogana? Jesteśmy społeczeństwem nierównych możliwości.Jutro syn naszego Machmuda z targowiska będzie się pokazywał z angielską księżniczką, a mój będzie orał w fabryce makaronu? Czy można się z tym pogodzić?–Są zdolności u twój wnuk, tak? – zapytał spryciarz Tisza.–Zdolności ma wybitne – odpowiedziała Ksenia.– Byłam z nim u kilku lekarzy, wszyscy to przyznali.Ale bez instrumentu nic nie zwojujesz.Wszyscy mają instrumenty, a my – pianino „Czerwony Październik” i to wynajęte.Czujesz różnicę?–Jestem z tobą moralnie w zgodzie nie – powiedział przybysz.– Ale moja zobowiązanie wdzięczności każe milczeć mi.Twój instrument powinien dać przewaga genialnym wciśniętym w kąt dziecko.–Masz rację, Tisza.Instrument dla cudownego dziecka – Instrument powinien być najlepszy w mieście.–Oczywiście! Wyobraź sobie, Krugozorowowie zakupili fortepian z Wysp Kanaryjskich.Wiesz dlaczego? Ponieważ grał na nim Hemingway.Znasz takiego pisarza?–Niestety, nie miałem szczęścia.–Ja też – powiedziała Ksenia.–No to lecę – powiedział słonik.–Dokąd? W nocy?–Będę dokonywał wykorzystania możliwości twojego sąsiada Aleksander Grubina w celu materializacji.–I zdobędziesz instrument?–Zobaczymy – powiedział przybysz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates