[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I znowu cisza.Nikt się nie poruszył.Nawet pies nie zaszczekał.- Co u diabła - mruknął Downar.- Czyżby się upiła i zasnęła tak mocno?Począł walić pięścią w drzwi.Nikt się jednak nie poruszył.Dom pozostał ciemny i milczący.Zgrzytnęła furtka.Downar odwrócił się błyskawicznie i odruchowo dotknął pistoletu.Białą ścieżką szła zamaszystym krokiem jakaś starsza, dość tęga kobieta.- A pan czego się tu tak dobija? - głos miała twardy, energiczny.- Chciałem się widzieć z panią inżynierową Jarzęcka.- Pani nie ma.- Jak to: nie ma? To niemożliwe!- Jak panu mówię, że nie ma, to nie ma.Państwo wyjechali wczoraj do Zakopanego.Downar poczuł, że mu nagle straszliwie wyschło w gardle.Z trudem przełknął ślinę.Spytał:- I pani Jarzęcka także wyjechała?- Oczywiście, że wyjechała.Oboje wyjechali.- Wczoraj?- Ojej, nie bądźże pan dziecinny! Przecież wyraźnie panu tłumaczę, że wczoraj oboje państwo wyjechali do Zakopanego.- A pani kim jest? Mieszka pani tutaj? Spojrzała na niego podejrzliwie.- Ja jestem gosposia.A w ogóle, co pan się tak wypytuje? Jaki pana interes?Downar postanowił zdekonspirować się.- Jestem z milicji - powiedział, wyjmując portfel.- Proszę, tu jest moja legitymacja.Niech pani otworzy drzwi i zapali światło, to ją sobie obejrzy.Mrucząc coś pod nosem poszperała w dużej skórzanej torbie i wyjęła klucze.Widać było, że zaskoczyła ją wizyta milicjanta.Weszli do hallu.Kobieta przekręciła kontakt i otrzepała śnieg z płaszcza.Patrzyła nieufnie na nieoczekiwanego gościa.- A pan właściwie w jakiej sprawie? Mówiłam przecież, że państwa nie ma w domu.Ja nic nie załatwiam.Niech pan przyjdzie, jak wrócą.Downar rozglądał się bezradnie dokoła.Przecież był tu przed półgodziną.Rozmawiałz Jarzęcka, pił koniak, palił papierosy.Pamiętał dokładnie jej twarz, bladą, zmęczoną twarz i duże przerażone oczy.Przeciągnął dłonią po rozpalonym czole.- Gdzie pies? - spytał nagle.Gosposia zrobiła zdziwioną minę.- Pies? Jaki pies?- No, pies państwa Jarzęckich - zniecierpliwił się.Downar - taki brązowy seter.- Moi państwo żadnego psa nie mieli i nie mają.Ja bym tu z psem i tygodnia nie była.Dlatego odeszłam od doktorostwa Jankowskich, że mieli buldoga.Pies w domu to jeszcze gorsza zaraza jak dziecko.Kto by to wytrzymał?Downar nic nie odpowiedział.Szybko wbiegł po schodach na górę.Nacisnął klamkę.Drzwi do pokoju Jarzęckiej były zamknięte na klucz.Poczuł, że gorąca fala krwi napływa mu do głowy.„Chyba zwariowałem” - pomyślał.Spojrzał w dół.Gosposia stała bez ruchu i zadarłszy głowę przyglądała mu się uważnie swymi wypukłymi oczami.W skrócie perspektywicznym wyglądała jak ogromna, niezgrabna żaba.- Drzwi są zamknięte.Muszę się natychmiast dostać do tego pokoju! - krzyknął.Powolnym ruchem wyjęła z torby pęk kluczy.- Jak pani wyjeżdża, to zawsze swój pokój zamyka, ale klucz mi zostawia, żebym mogła sprzątnąć.Proszę, panie władzo.Weszła na górę.Jak na starą, tęgą kobietę, poruszała się żwawo.Downar niecierpliwie pochwycił klucze i drżącymi rękami otworzył drzwi.Pokój byłpusty.Porządek panował tu wzorowy.Okna szczelnie zamknięte.W dużej kryształowej popielniczce ani śladu niedopałków.Mahoniowy owalny stolik stał na swoim miejscu.Kieliszki i butelka z koniakiem zniknęły.- A faktycznie, to czego pan tu szuka? - spytała gosposia.Downar machnął ręką, jakby się chciał opędzić od uprzykrzonej muchy.Szybko podszedł do baru i otworzył go.Butelka eksportowej wódki, wermut, butelka Egri Burgundi.Koniaku nie było.Jakby z oddali posłyszał głos gosposi:- Chciałby pan sobie golnąć? Proszę, tu są kieliszki.Zbiegł na dół i poszedł do łazienki.Odkręcił kran.Wsunął głowę pod strumień zimnej wody.Przez dłuższą chwilę poddawał się temu zabiegowi.Następnie wytarł się ręcznikiem i wrócił na górę.Nieco przytomniej spojrzał na gosposię Jarzęckich.- Niech pani siada - powiedział.Spytała, dlaczego ma siadać, ale spełniła rozkaz.Downar przysunął krzesło i wyjął z kieszeni notes.- Nazwisko pani?- Sojecka.- Imię?- Karolina.- Wiek?Poruszyła się niespokojnie.- Co mi się pan tak tu wypytuje? Co to, ukradłam co, czy jak?.Też coś.Downar spojrzał na nią i zmarszczył brwi.- Jeżeli pani nie będzie odpowiadać na pytania, zabiorę panią do komisariatu.- Na komisariat?! Ale za co? Co ja zrobiłam? Czego się mnie pan czepia? Spokoju człowiekowi nie dają! Pó nocy przychodzą.Także porządki! Na żaden komisariat nie idę.Niech mi pan głowy nie zawraca.- Jak pani uważa.Zaraz zadzwonię i przyjedzie po panią wóz milicyjny - wyciągnąłrękę w kierunku telefonu.- Nie, nie, niech pan da spokój.No, już powiem.Czterdzieści dziewięć.- Co czterdzieści dziewięć?- No przecież mnie pan pytał, ile mam lat, to mówię, że czterdzieści dziewięć.- Aha, tak.Dawno pani pracuje u państwa Jarzęckich?- W kwietniu będzie dwa lata.- Późno pani dziś wróciła do domu.Gdzie pani była?Niecierpliwie wzruszyła ramionami.W jej wypukłych oczach malowała się z trudem hamowana złość.- Ale pan ciekawy! Byłam u siostry, na Grochowie.Miałam u niej zanocować, ale żeśmy się pokłóciły, to wróciłam do domu.Downar zamyślił się.- Więc pani twierdzi, że państwo Jarzęccy wyjechali wczoraj do Zakopanego.- No przecież już panu mówiłam.- I na długo wyjechali?- Pewnie na miesiąc.Jakby mieli wcześniej wrócić, to zatelefonują.Muszę mieć parę dni, żeby przed ich przyjazdem sprzątnąć mieszkanie.Warto by już podłogi wy cyklinować.Czarne.Ale bo to można porządek utrzymać? Każdy włazi z zabłoconymi buciorami - dodała znacząco.Downar zamknął notes i zgasił papierosa.Przez chwilę patrzał na zamknięte okna.Wolno odwrócił głowę.Powiedział:- Chciałbym obejrzeć mieszkanie.- A niech pan ogląda.Nie bronię panu.- To jest pokój pani Jarzęckiej, tak?- Tak.- Pan Jarzęcki sypia zdaje się na dole?- Oni razem nie śpią.Takie to i małżeństwo.Downar spojrzał na zegarek.Dochodziła dwunasta.Jeżeli chciał zdążyć na pociąg, to musiał się śpieszyć.Obejrzał raz jeszcze dokładnie cały pokój, następnie zaś zszedł na dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates