[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Przyznaję, zagalopowałem się w komplementach — powiedział Paweł, lekko skłoniwszy głowę.— Wiem, żeś przebył ciężką tatarską niewolę i tak mi się rzekło.Młodszy mężczyzna odezwał się:— Toś się najął z ludźmi pani Falęckiej ku obronie?— Tak jest, waszmość panie.— Więceśmy są koledzy.Niezabitowski jestem, Julian.Paweł skłonił się:— Miło mi poznać.Słyszałem wiele.Waszmość najmujesz się do usuwania osób.— I nikt mi jeszcze nie uszedł — pochwalił się Niezabitowski.— A ja o waszmości nie słyszałem, choć twarz twoja wydaje mi się znajoma.— Mogliśmy się spotkać na rokach trybunalskich.A nie słyszałeś o mnie, bo obrona osób jest pracą cichszą, mniej sławną niż ucinanie głów.Niezabitowski skłonił się ironicznie.Zdjął szablę ze ściany i powiedział: 36— Stawaj mi tu waść.— Po co? — zdziwił się Paweł.— Stawaj, stawaj.Przekonamy się, jakich pani Barbara ma obrońców.Paweł wzbraniał się jednak.— Nie zapominaj, waść — mówił — że posłem jestem: ani mi samemu ginąć, ani zabijać nie wolno.— Stawaj! — ryknął Niezabitowski.— Dobywaj szabli!Paweł położył list na stole i niechętnie dobył szabli.— Odpowiesz waść — szepnął.— Ja nigdy nie odpowiadam! Dalej, nacieraj!Paweł stał i czekał.Niezabitowski natarł.Paweł cofnął się.Niezabitowski nacierając przyparł Pawła do ściany, wyrzucił mu szablę z ręki i przyparł do ściany.Paweł stał podniósłszy ręce.Niezabitowski przyłożył mu symbolicznie sztych do gardła, po czym odjął szablę.— Nie, bratku, nic nie umiesz — rzekł.— Nie na wiele się przydasz swojej pani.I w twój orszak zbrojny też nie wierzę.Paweł milczał.Tarnowski wziął list, otworzył go i zaczął czytać.Nagle poczerwieniał.— Na kolana! — wrzasnął do posła pani Barbary.Paweł nie ruszył się z miejsca.— Niezabitowski, przyłóż mu sztych do karku! — rozkazał Tarnowski.Paweł poczułna karku zimne żelazo.— Na kolana — rozkazał cicho Tarnowski.Paweł osunął się na kolana.37— Na czworaka jak pies! Ręce oprzyj! — dyktował Tarnowski.— Niezabitowski, przyprzyj go żelazem.Teraz Tarnowski podarł list na.strzępy i rzucił na ziemię, tuż przed usta Pawłowi.— Zeżresz to — powiedział Tarnowski.— Bez pośpiechu.Zeżresz cały list.Paweł żuł i łykał papier, krztusząc się, podczas 33gdy Niezabitowski nie odejmował sztychu od jego karku i przygadywał:— No jak, smakuje? Trochę suche.Zdałoby się popić.— Żryj — upominał Tarnowski.— Do końca.Pieczęć możesz wypluć.Zwrócił się do sługi.— Zawołać kauzyperdę.Wszedł jurysta, starszawy, zgarbiony, z chytrym wyrazem twarzy.Spostrzegłstojącego na czworakach Pawła, zdumiał się i przeraził.— Co rzekniesz, panie jurysto? — spytał Tarnowski.— Podoba ci się ten prospekt?Jurysta odwrócił się.— Wasza wielmożność, mdli.Tarnowski zaśmiał się.— Ot, mieszczańska krew.A o naszej sprawie, co powiesz, panie jurysto?— Wasza wielmożność — podchwycił skwapliwie jurysta odwróciwszy wprzódy oczy od Pawła.— Sprawa jest czysta i pewna.Jest w Popo-wicach pacholę, którego nie można bez opieki zostawić.Waszmość jesteś pierwszym wedle krwi opiekunem.Obowiązkiem twoim jest chłopca i matkę wziąć pod opiekę swoją, bo krzywda ich może od złych sąsiadów spotkać, czego ostatni najazd jest wymownym dowodem.— Jaki najazd? — nie zrozumiał Tarnowski.— Twój, wasza wielmożność.— Aha — Tarnowski klepnął się w czoło.— Niech cię kule biją — zachwycił się rozumem jurysty.— A to spryciarz.Mój najazd dowodem, że mam wziąć pacholę pod opiekę.Sprytnie, sprytnie! — Tarnowski roześmiał się.Po czym, już spokojniejszy, rozkazał Pawłowi: — Wstań.39Paweł wstał.— Podnieś swoją szablę.Paweł bez słowa podniósł szablę.Tarnowski mówił:— Jedź do swojej pani i powiedz jej, że nie ma się czego obawiać: z mojej strony czeka ją jeno protekcja i opieka.Zrozumiałeś?— Zrozumiałem — odpowiedział Paweł.I nagle zachwiał się.Byłby upadł, gdyby nie uchwycił się ramienia Tarnowskiego.Ale nie mógł ustać na nogach i osuwając się na ziemię zdarł ze szlachcica koszulę.Na obnażonym ramieniu Tarnowskiego widniała blizna w kształcie rodła, znak, który wypalał swoim niewolnikom Gafur-murza.— Idiota! — wrzasnął Tarnowski.— Koszulę z czeskiego batystu podarłeś.I spoliczkował Pawła.Sługa pani Barbary pochylił głowę.Szepnął:— Wasza wielmożność, od ciebie żadne upokorzenie mnie nie boli.— Nno! — prychnął Tarnowski, napęczniały zadowoleniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates