[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za swoim odbiciem dostrzegła odbicie ojca, który siedział na łóżku, czekając na nią.Ujrzała, że wyraz zniecierpliwienia na jego twarzy przerodził się natychmiast w niepokój.Poderwał się z łóżka i wyciągnął ku niej ramiona.Po chwili obejmował ją już mocno i podtrzymywał jej głowę.Inos zatopiła twarz w jego miękkim, aksamitnym kołnierzu i zaczęła łkać.Nie przestając jej obejmować, posadził ją na łóżku obok siebie i przytulał przez długi czas, podczas gdy Inos łkała i łkała.Wreszcie zdołała odnaleźć jedną z lnianych chusteczek matki, wytrzeć nią obolałe powieki i wysmarkać nos.Uśmiechnęła się lekko.Ojciec przyglądał się jej zasępiony.Miał na sobie ciemnobłękitną szatę i wyglądał bardzo po królewsku ze swą krótką, brązową brodą.Jego widok uspokajał i dodawał otuchy.Król był jednak trochę zmęczony.Na aksamitnym kołnierzu widniały plamy od łez i pajęczyny.Inos wytarła je chusteczką.Poczuła się teraz głupia i dziecinna.–No dobrze! – powiedział.– Od dawna nie popłakałaś sobie porządnie, młoda damo.Co było przyczyną tego wszystkiego?Od czego zacząć?–– Myślałam, że to czarodziej!–– Sagorn? – ojciec uśmiechnął się.– Nie! Jest bardzo wykształconym człowiekiem, ale nie czarodziejem.Nie sądzę, by można było podsłuchiwać czarodzieja, moja królewno – uśmiech zniknął nagle z jego twarzy.– Jest jednak bardzo skryty, Inos.Nie lubi, by wścibiano nos w jego sprawy.Ile usłyszałaś?–– Powiedziałeś, że nie wydasz mnie za Kalkora.Ani za Angilkiego – przerwała i zamyśliła się głęboko.– Reszty nie rozumiałam, ojcze.Przepraszam.–– Przepraszasz? – roześmiał się ze smutkiem.– Czy zdajesz sobie sprawę, że omal nie spaliłaś zamku?–– Nie! Jak to możliwe… O nie! Imbryk?–– Imbryk – zgodził się.– Ten paskudny, cuchnący, obrzydliwy stary rupieć, do którego twoja ciotka jest tak absurdalnie przywiązana.Tran rozlał się po całej komnacie.Na szczęście młody Kel szybko rzucił na płomienie dywan… Cóż, nie rób tego więcej! I to wszystko? Cały ten płacz wziął się stąd, że myślałaś, iż spotkałaś czarodzieja?Ponownie przetarła oczy i stłumiła obłąkaną chęć śmiechu.–– Nie.Potem spotkałam Boga.–– Co? Mówisz poważnie?Skinęła głową i opowiedziała mu wszystko.Uwierzył jej.Słuchał z namaszczeniem.Później wpatrywał się przez chwilę w podłogę ze zmartwioną miną, pociągając się za brodę.–Cóż, nie dziwię się, że byłaś zdenerwowana – oznajmił wreszcie.– Spotkania z Bogami muszą być naprawdę przerażającymi doświadczeniami.Obawiam się, że to oznacza kłopoty.Trzeba będzie porozmawiać o tym z Sagornem.Muszę jednak przyznać, że nie zmartwiło mnie to, co usłyszałem o matce Unonini – spojrzał na nią z ukosa, z błyskiem w oku.– Ja też nie znoszę tego babska! Tylko nie mów o tym nikomu.–Nie znosisz? – zdumiały ją jego słowa, jak i konspiracyjny uśmiech – w najmniejszym stopniu nie królewski!Potrząsnął głową.–Bardzo trudno znaleźć odpowiedniego, porządnie wykształconego kapelana, który zechciałby zamieszkać w takim miejscu jak Krasnegar, Inos.–Krasnegar wcale nie jest zły – sprzeciwiła się.Westchnął.–Cóż, ja się z tobą zgadzam.Wielu jednak byłoby innego zdania.A teraz, co to za sprawa z tym jedwabiem?Inos poderwała się i przyniosła jedwab z miejsca w którym go położyła, obok lustra.Rozwinęła materię i ułożyła na ramieniu, żeby mógł ją obejrzeć.Zanim zdążył się odezwać, pośpiesznie wyjaśniła mu, że złoto pasuje do jej włosów, brąz świetnie konweniuje ze skórą, a zieleń z oczami.– Miałam nadzieję, że kupisz mi go na urodziny – skończyła z nadzieją.Potrząsnął głową i nakazał jej gestem usiąść z powrotem.Opuściła jedwab, czując, że jej nadzieje opadają razem z nim.Gdy usiadła, król wziął w rękę małą obitą skórą szkatułkę, która leżała na łóżku obok niego.–Na urodziny dam ci to.Otworzył wieczko.Inos z wrażenia głośno wciągnęła powietrze.–– Klejnoty matki!–– Teraz twoje.Perły, rubiny i szmaragdy! Złoto i srebro!–To nie jest fortuna – przyznał – ale to wszystko wspaniałe okazy.Piękno, nie bogactwo.Niektóre z nich są bardzo stare.Te należały do Ollioli, żony Inissa…Była zachwycona.Słuchała z otwartymi ustami, jak opowiadał jej historię niektórych z klejnotów.Potem uściskała go i chciała zacząć je przymierzać, lecz król zamknął szkatułkę.–– Co zaś do jedwabiu… Kłopoty!–– Tak, ojcze?–– Gdzie znalazłaś coś takiego?–– U pani Meolorne.–Mogłem się domyślić! – uśmiechnął się.– Ile?–– No więc, więcej niż miałam zamiar zapłacić, ale…–– Mówisz zupełnie jak matka – przerwał jej.– Ile? Inos przygryzła wargę i wyszeptała straszliwą prawdę.–– Co? – wbił w nią wzrok, po czym odwrócił się szybko.Po chwili Inos zdała sobie sprawę, że król się śmieje.–– Ojcze!Spojrzał znowu na nią i nie krył już wesołości.Ryczał ze śmiechu.–Och, Inos, moje kochanie! Och, królewno! Śmiał się jeszcze przez jakiś czas.Poczuła się urażona i niemal rozgniewana.–Chodź – powiedział wreszcie, wciąż usiłując zapanować nad rozbawieniem, którego przyczyn nie rozumiała.– Chodź, poznasz doktora Sagorna.Kiedyś nazywano ją Komnatą Królowej, teraz jednak stała się Gabinetem Jego Królewskiej Mości.Inos ostatnio nie bywała tu często, choć było to bodaj jedyne pomieszczenie w zamku, które można było zimą uznać za przytulne.Teraz zwykle wolała poszukiwać ciepła i przyjaźni w kuchniach.Znajome krzesła i sofa nie zmieniły się od czasu śmierci matki, nagle jednak wywarły na Inos takie samo wrażenie, jak meble z sypialni ojca – były stare, zniszczone i wcale niekrólewskie.Z poirytowaniem ujrzała wysoką, kościstą postać doktora Sagorna rozciągniętą na ulubionym krześle matki.Doktor podniósł się niezgrabnie i pokłonił jej.Inos dygnęła.Dobrze, że uparła się przy zmianie stroju.Czuła się znacznie lepiej odziana w cyprysowozieloną wełnę.Suknia była za ciepła na tę pogodę, było w niej nieco wyściółki, dzięki czemu wyglądała na starszą.Inos przeprosiła doktora, wbijając uporczywie wzrok w wytarty dywan.Sagorn pokłonił się po raz drugi.–Ja również cię przepraszam, Wasza Wysokość, za to, że cię przestraszyłem – Inos pomyślała, że mógłby się postarać, by jego słowa zabrzmiały nieco bardziej przekonująco.–Twój ojciec i ja okazaliśmy – być może – zbytnią ufność, nie zamykając drzwi do sypialni.– Stare, niebieskie oczy zalśniły złośliwie.– Pokładaliśmy zbyt wiele wiary w zaklęciu odstreczającym.Przypuszczam, że po tylu stuleciach jego moc już się wyczerpuje.–– Zaklęcie? – powtórzyła Inos.– Czary?–– Czy go nie wyczułaś?–– Myślała, że to ty jesteś czarodziejem – wtrącił się król, uśmiechając się, jak gdyby był to wspaniały żart.–– Niestety nie jestem! Gdybym nim był, raczej nie pokazywałbym się ludziom z takim wyglądem, prawda? – doktor Sagorn spróbował uśmiechnąć się jak jej ojciec, nadało to jednak tylko jego kanciastej twarzy jeszcze bardziej drapieżny wygląd.Inos nie przyszła do głowy żadna taktowana odpowiedź na to pytanie, odparowała je więc drugim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates