[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc niemal codziennie spędzałem dobre dwie lub trzy godziny poza domem.Nie stanowiło to zresztą zbyt wielkiego zmartwienia dla kogoś, kto, tak jak ja, świeżo poślubił drugą żonę, miał dorastającą córkę z pierwszego małżeństwa i sędziwego, zniedołężniałego ojca (nie licząc dziewięciu pracowników), a z każdym z nich musiał zmagać się na inny sposób.Zeszłego lata wydawało mi się, że okoliczności przerastają nawet siły człowieka bardziej niż ja zahartowanego w podobnych zmaganiach.Jak opłacani przez jakąś podziemną organizację walczącą z hotelarzami, kolejni goście próbowali zgwałcić pokojówkę, wzywali księdza o trzeciej nad ranem, wynajmowali pokój, by robić w nim nieprzyzwoite zdjęcia, i umierali w łóżku.Wycieczka studentów socjologii z Cambridge, kiedy upomniałem ich, aby nie wymieniali przekleństw z głośnością stosowną raczej podczas ulicznych manifestacji, oblała piwem młodego Davida Palmera, mojego zastępcę-praktykanta, i urządziła strajk okupacyjny.Po niemal roku w miarę poprawnego zachowania Hiszpan zatrudniony jako pomocnik w kuchni zainteresował się nagle podglądactwem, szczególnie, acz nie wyłącznie, przez kratkę wentylatora damskiej toalety, ściągnął na siebie uwagę policji i wreszcie został deportowany.Smażarka do frytek dwukrotnie zajęła się ogniem, z czego raz podczas posiedzenia południowo-hertfordshirskiego oddziału Towarzystwa Smakoszy.Moja żona chodziła jak w letargu, córka zamknęła się w sobie.Mój ojciec, w wieku niemal osiemdziesięciu lat.przyżył kolejny zawal, już trzeci, niezbyt co prawda poważny.Ja sam byłem raczej spięty i wypijałem dziennie butelkę whisky, choć w ciągu minionych dwudziestu lat powinienem był przyzwyczaić się do podobnych problemów.Pewnej środy w połowie sierpnia moje kłopoty osiągnęły apogeum.Rano musiałem wykłócać się z Ramonem.następca deportowanego podglądacza, który odmówił wyniesienia i spalenia śmieci, twierdząc, ze i tak musiał zmywać naczynia po śniadaniu.Potem, akurat kiedy w sklepie w Baldock kupowałem herbatę, kawę itp., popsuła się chłodziarka.Zresztą w czasie upałów nigdy nie działała zbyt dobrze, a w tym tygodniu temperatura prawie nie spadała poniżej 25 stopni.Trzeba więc było znaleźć i sprowadzić do zajazdu jakiegoś mechanika.Trzy grupy gości hotelowych, w tym czworo dzieci, niewątpliwie nasłane przez główna kwaterę antyhotelarskiej organizacji, zjawiły się jakby prosto z nieba pomiędzy 17.30 a 17.40.Mojej żonie prawie udało się obarczyć mnie za to wina.Wreszcie, usadowiwszy ojca przy otwartym oknie w saloniku ze szklanką słabej whisky z woda, wyszedłem z naszego mieszkania na piętrze i zobaczyłem, ze ktoś stoi, tyłem do mme, w pobliżu podestu schodów.Była to kobieta, ubrana w wieczorowa suknię, która wydała mi się nieco zbyt ciężka jak na ten parny, sierpniowy wieczór.Aż do przyszłego tygodnia nie zaplanowano żadnych imprez w sali bankietowej, która stanowiła jedyne publiczne pomieszczenie na piętrze, a nasze prywatne mieszkanie było wyraźnie oznaczone tabliczką.Tonem agresywnej uprzejmości spytałem:- Czy mogę pani w czymś pomóc?Natychmiast, bezszelestnie, postać obróciła się ku mnie.Przelotnie dostrzegłem bladą twarz o cienkich wargach, ciężkie kędziory kasztanowych włosów i coś w rodzaju dużego niebieskawego wisiorka na szyi.Natomiast znacznie bardziej wyraziście wyczułem zaskoczenie i przerażenie kobiety, które wydały mi się nieproporcjonalne do sytuacji: stojąc o niecałe siedem metrów od drzwi mieszkania, musiała słyszeć, jak wychodzę, i domyślić się, kim jestem.W tej chwili usłyszałem wołanie ojca i odruchowo odwróciłem wzrok.- Tak, tato?- Och, Maurice.mógłbym prosić cię o wieczorną gazetę? Wystarczy ta lokalna.- Powiem Fredowi, żeby ją przyniósł.- Bardzo proszę, Maurice, jeśli Fred nie jest zajęty.- Tak, tato.Nasza rozmowa nie mogła trwać dłużej niż kilkanaście sekund, a jednak kiedy się skończyła, na podeście schodów nie było już nikogo.Widocznie kobieta postanowiła zakończyć pokaz swej niezwykłej wrażliwości i przenieść swe poszukiwania na parter.Prawdopodobnie znalazła tam to, czego szukała, bo nie zauważyłem jej, kiedy zszedłszy po schodach i przebywszy króciutki korytarz wkroczyłem do baru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates